Prawie każdego roku archeolodzy wydobywają z niebytu przedmioty, zmieniające nasze wyobrażenia o przodkach. Wydawać by się mogło, że człowiek jaskiniowy i biżuteria, to pojęcia skrajnie różne. A tymczasem artefakt znaleziony w jaskini Denisowej w Ałtaju pokazuje, że ci jaskiniowcy wcale nie byli tacy prymitywni…
Mieszkańcy jaskini
Szeroki pas stepów rozciągających się między łańcuchem gór Uralu i Morzem Kaspijskim nazywają „bramą narodów”. Również położenie gór ałtajskich jest takie, że obejść ich pierwotnym migrantom z Europy do Azji (i na odwrót) było praktycznie niemożliwe. Nic dziwnego, że pozostały tutaj ślady wielu przesiedleńców. Wśród nich i takich, którzy ze współczesnym człowiekiem mieli mało wspólnego.
Większość ałtajskich gości wybierała mieszkanie w lokalnych jaskiniach. Słynna Jaskinia Denisowa jest jedną z nich. Właśnie w niej prawie 300 tysięcy lat temu kryli się przed niepogodą i drapieżnikami przedstawiciele rodzaju Homo, poczynając od neandertalczyków, a na rozwiniętych narodach koczowniczych Hunów i Turkmenów kończąc. Przyczyną takiej popularności jaskini nazwanej Denisową (w drugiej połowie XVIII w. żył w niej pustelnik Dionizy-Denis) jest jej wyjątkowy komfort. Zawsze jest w niej sucho, a otwór w suficie pozwala wnikać promieniom słońca i służy zarazem, jako naturalny komin.
Biorąc pod uwagę, że w jaskini ludzie przez całe tysiąclecia prowadzili aktywny tryb życia – dzielili zdobycz, rozpalali ogniska, odprawiali rytuały, a nawet grzebali zmarłych – kryje się pod jej dnem wiele materiału naukowego. Prace wykopaliskowe rozpoczęto dopiero w 1982 roku, zdejmując warstwę po warstwę. W 2008 roku archeolodzy dotarli do jedenastej warstwy, odpowiadającej życiu ludzi sprzed 30-50 tysięcy lat. Odkryli w niej m.in. fragmenty kości, które nie należały ani do Homo sapiens, ani nawet do Homo neanderthalensis, tylko do przedstawicieli zupełnie innej gałęzi. Nazwano tego człowieka Denisowianinem (Denisowcem), albo „człowiekiem ałtajskim”. Więcej informacji na ten temat można znaleźć u nas w artykule „Homo denisovan, czyli „człowiek ałtajski”.
Chlorytoidowa bransoleta
Późniejsze badania wykazały, że Denisowianin nie posiadał tak rozwiniętego mózgu i systemu nerwowego, jak „człowiek rozumny”. Uczeni wydedukowali zatem, że Denisowianie nie byli w stanie nawet mówić i byli prymitywnymi człekopodobnymi istotami. Jednak znaleziska odkryte w ślad za kawałkami kości nie za bardzo zgadzały się z takimi wnioskami. Więcej – one im zwyczajnie przeczyły!
Kościane igły z eleganckimi uszkami i takimi samymi kościanymi futerałami na nie, naszyjniki z kości i zębów zwierząt, korale z okrągłych kości, pierścionki z kłów mamuta, a także cała masa kamiennych grotów – trudno sobie wyobrazić, aby te przedmioty mogli wykonać prymitywni (jeśli wierzyć kalkulacjom genetyków) Denisowcy. Ale najbardziej poraziła uczonych chlorytoidowa bransoleta, znaleziona w tejże samej, jedenastej warstwie dna jaskini.
Początkowo nie wiadomo było, co to takiego: dwa kawałki kamienia o szerokości 2,7 cm i grubości 0,9 cm. Kiedy złożono je razem, wszystko stało się jasne. Zastanawiała jedynie przypuszczalna średnica wyrobu – wszystkiego jakieś 7 cm. Kiedy do uczonych dotarło, że mają przed sobą bransoletę, najpierw przyszło im do głowy, że może trafiła ona do tej warstwy przypadkowo.
Na przykład, jakiś huński wojownik zakopał ją, jako skarb. Trudno było uwierzyć, że to Denisowianin mógł wykonać taki wyrób jubilerski. Nie mniejsze zdumienie wywołał sam materiał bransolety. Chlorytoid, to dosyć kruchy materiał, a warunki życia jego właściciela nie zapewniały raczej spokoju. Nic dziwnego, że na zewnętrznej stronie widać ślady zadrapań i co najmniej dwukrotnego pęknięcia.
Zbyt wysoka technologia?
Oględziny bransolety pokazały, że miała ona regularne otwory, a przez jeden z nich najwyraźniej przewlekano zawieszkę z koralikiem. Mógł to być skórzany pasek. Właśnie fragment bransolety wypolerowany tarciem rzemienia pozwolił uczonym określić „górę” i „dół” ozdoby oraz ustalić, że noszono ją na prawej ręce. Niewielka średnica bransolety podpowiedziała uczonym, że nie był to pełny pierścień, ale nakładany na rękę segment pierścienia. Poza wysoką jak na tamte czasy technologią wykonania, bransoleta posiadała jeszcze jedną zdolność – mogła zmieniać barwę.
Pleochroizm, czyli wielobarwność, jest właśnie cechą minerału, z którego wykonano bransoletę. Z pewnością nie była to ozdoba codziennego użytku, ale raczej nakładana na jakieś specjalne okazje. Uczeni stwierdzili, że starożytny mistrz posiadał wiedzę na temat obróbki kamienia, która wykraczała daleko poza uznane standardy epoki paleolitu. Uważano dotąd, że wiercenie, wytaczanie, szlifowanie i polerowanie wyrobów jubilerskich pojawiło się zaledwie 10 tysięcy lat temu.
A tymczasem znalezisko z chlorytoidu datowane jest na 40-50 tysięcy lat. Nie mniej interesujący jest fakt, że miejsce występowania tego minerału jest oddalone od jaskini o około 200 km. Zakładając, że w tamtych czasach kupieckie karawany raczej nie kursowały, mistrz jubilerski albo zlecający mu pracę, musieli pokonać pieszo szmat drogi.
Ekspertyza Uniwersytetu Oksfordzkiego
Ostatecznie znalezisko przekazano do zbadania grupie uczonych z Oksfordu. Pracowali nad nim siedem lat i dopiero w maju 2015 roku ogłosili sensacyjne wyniki. Po licznych ekspertyzach Anglicy określili dokładny wiek bransolety na nie mniej niż 40 tysięcy lat.
Prawda - to całkowicie zburzyło wyobrażenie o Denisowianach; jednak nie byli oni takimi prymitywnymi i niepotrafiącymi myśleć abstrakcyjnie istotami - jak sądzono. Niewykluczone, że nauka przyniesie nam jeszcze nie jedną niespodziankę w dziedzinie pochodzenia człowieka. A znaleziska, podobne do tej bransolety, sprzyjają tylko ustaleniu historycznej rzeczywistości. (S.K.)