Nie ma chyba człowieka, który nie słyszałby o Latającym Holendrze, okręcie-zjawie. Tajemnicze zjawiska mogą wiązać się także z innymi środkami transportu na lądzie, wodzie i w powietrzu. Niektóre pojawienia się widm pojazdów mają racjonalne wyjaśnienie, inne – na zawsze pozostają nierozwiązaną zagadką. Oto kilka przykładów tych niesamowitych zjawisk:
Londyński autobus-widmo
W 1934 roku pewien londyński kierowca wykonał nagle gwałtowny manewr przejeżdżając obok ogrodu botanicznego. Zginął tragicznie, kiedy jego samochód wbił się w ścianę i zapalił. Liczni świadkowie twierdzili, że przyczyną śmierci kierowcy był upiorny londyński autobus.
Ten pojazd, którego widziało wielu Londyńczyków w latach trzydziestych do dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, był realnie wyglądającym, czerwonym dwupiętrowym autobusem z numerem „7”. Zawsze pojawiał się ok. godziny 1.15 w nocy i jechał ulicą wprost na przestraszonych kierowców. Jego reflektory nigdy nie były włączone i nigdy nie widziano w nim kierowcy. Kiedy kierowcy w panice skręcali w bok, aby cudem uniknąć zderzenia, po autobusie nie było już śladu.
Pippo – samolot-widmo
W czasie drugiej wojny światowej ludność Włoch ucierpiała w dwójnasób. Terroryzował ich własny rząd faszystowski i jego nazistowscy sojusznicy, a alianci uważali za wrogów. Na dodatek ludność Północnych Włoch prześladował jeszcze większy (i tajemniczy) strach: osobliwy samolot o nazwie „Pippo”. Nikt nie wiedział, skąd przylatuje, ani kto nim kieruje.
Pojawiał się znikąd i strzelał do każdego, kto stanął mu na drodze. Zbliżanie się samolotu-widma rozpoznawano po charakterystycznym dźwięku silników – „pip-pip” (stąd wzięła się i nazwa). Wielu Włochów uważało samolot za nieziemski obiekt, który czyhał na ich życie. Sceptycy uważają, że mógł to być brytyjski samolot zwiadowczy typu de Havilland Mosquito wykonujący nocne zadania, ale w masowej świadomości diabelski samolot Pippo na zawsze pozostanie widmem strasznej wojny.
Lot 401 Eastern Airlines
Jednym z najbardziej osobliwych przypadków pojawienia się pojazdów-widm jest lot 401 samolotu Eastern Airlines, który w grudniu 1972 r. rozbił się na bagnach Florydy. W wyniku katastrofy zginęło 101 osób, w tym pilot Bob Loft i inżynier pokładowy Don Repo. Ta katastrofa lotnicza szybko zyskała niesamowitą reputację.
Niektóre elementy robocze rozbitego samolotu zabrano z miejsca zdarzenia i zamontowano na innych maszynach. Ich załogi z miejsca zaczęły informować o dziwnych widzeniach: widma Lofta i Repo spokojnie siadywały pośród pasażerów, a czasem nawet próbowały rozmawiać z załogą. Widzenia były bardzo żywe i wyglądały na realne aż do momentu, kiedy duchy znikały w powietrzu.
Niesamowite zjawy członków załogi pojawiały się zwykle w pobliżu części samolotu, które były wzięte z rozbitej maszyny. Pewnego razu duch Repo pojawił się przed inżynierem pokładowym i spokojnie poinformował przerażonego człowieka, że zrobił już za niego przegląd samolotu. Innym razem, ta sama zjawa ukazała się w piekarniku (oczywiście wymontowanym z rejsu 401) i uprzedziła trzech członków załogi o pożarze, który powstanie podczas lotu. Rzeczywiście, w jednym z silników pojawił się ogień i lot został awaryjnie przerwany.
Czarna Wołga
W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ludziom żyjącym w radzieckim reżimie nie brakowało powodów do strachu. Poczynając od zimnej wojny, aż do licznych niebezpieczeństw związanych z systemem rządów, ich życie pełne było dawek przerażenia. Ale było coś szczególnie przerażającego: czarna Wołga. Nikt nie wiedział, kto siedział za jej kierownicą.
Niektórzy mówili, że ksiądz, inni – że zakonnica, a jeszcze inni zaklinali się, że kierował samochodem sam diabeł. Czarna Wołga, limuzyna z białymi firankami, pojawiała się znikąd. Porywała dzieci i zabijała każdego, kto się do niej zbliżył. Samochód-widmo straszył na całym terytorium Rosji, Białorusi, Ukrainy i Mongolii, był też spotykany w Polsce.
Srebrna Strzała – pociąg widmo
Linie sztokholmskiego metra skrywają dosyć niesamowitą tajemnicę. Kursuje tam srebrzysty, błyszczący pociąg-widmo o nazwie „Srebrna Strzała” (Silverpilen). Zatrzymuje się na przypadkowych stacjach poza rozkładem jazdy. Czasem jest całkiem pusty, a czasem zapełniony pasażerami-zjawami.
Podobno, jeśli komuś uda się do niego wsiąść, dojeżdża do Kymlinge, stacji nieboszczyków, która istnieje w rzeczywistości i jest nieukończoną stacją sztokholmskiego metra, położoną w gminie Sundbyberg. Można tam przepaść bez wieści albo ponownie pojawić się w świecie żywych za tydzień, albo za rok.
Pociąg Abrahama Lincolna
Jest z pewnością jednym z najbardziej znanych widmowych środków transportu w amerykańskiej historii. Ten niesamowity pociąg parowy przejeżdża, jak mówią, przez 180 miast w kwietniu każdego roku. Prawdopodobnie jest to widmo prawdziwego pociągu pogrzebowego, którym prezydent Lincoln odbył swoją ostatnią podróż.
Podobno interesował się zjawiskami nadprzyrodzonymi i raz nawet spotkał swego sobowtóra w ramach bilokacji. Świadkowie twierdzą, że w obecności pociągu-widma zatrzymują się zegary. Chociaż samego prezydenta nie widać (leży w trumnie nakrytej amerykańską flagą), to jego doczesne szczątki ochraniają duchy żołnierzy w mundurach Unii. Według opowieści, pociąg wyłania się z kłębów czarnego dymu i ciągnie za sobą swoje ciemne wagony. Powietrze w tym czasie staje się ciężkie i chłodne. Wyraźnie powtarza liczącą 2700 km procesję pogrzebową z tą różnicą, że nie dociera do historycznego punktu przeznaczenia, czyli do Springfield w stanie Illinois.
Niemiecki U-boot – widmo
W czasie II wojny światowej łodzie podwodne stanowiły bardzo groźną broń. Do najbardziej niebezpiecznych typów należała niemiecka łódź klasy UB III. Jedna z łodzi podwodnych UB III była szczególnie niebezpieczna zarówno dla wrogów, jak i dla własnej załogi. Już proces jej budowy był czystą katastrofą: trzech mechaników zatruło się spalinami, a dwóch innych przygniotła stalowa belka. W okresie testowania jeden z marynarzy wypadł za burtę i zginął.
Podczas pierwszego rejsu łódź osiadła na dnie z powodu pęknięcia zbiorników balastowych. Załoga była uwięziona przez kilka godzin, aż jej wnętrze wypełniło się powoli trującymi gazami z uszkodzonych baterii. Chociaż łódź wydobyto w końcu na powierzchnię, to cała załoga była w ciężkim stanie, a dwóch marynarzy uległo śmiertelnemu zatruciu. W jakiś sposób udało się pechową łódź skierować do służby. Podczas pierwszej misji wybuch torpedy zabił ośmiu członków załogi i oficera.
Wkrótce duch tego oficera zaczął pojawiać się na łodzi. Kiedy kolejnej nocy odłamek pocisku pozbawił głowy jej kapitana, załoga poprosiła dowództwo o przeniesienie na inną jednostkę. Nie znaleziono zastępczej załogi i niesamowita U-65 natknęła się pewnego dnia na okręt amerykański i została rozerwana torpedą. Tyle tylko, że amerykański kapitan twierdził, że jego okręt żadnej torpedy nie wystrzelił. Według niego, niemiecki U-boot sam eksplodował.