W dzisiejszych czasach obserwacja Nierozpoznanych Obiektów Latających, czyli UFO, przeszła już do kategorii zwykłych zjawisk. W środkach masowego przekazu opublikowano w ostatnich dziesięcioleciach tysiące relacji naocznych świadków o pojawieniu się UFO w różnych rejonach naszej planety i z każdym rokiem liczba ich rośnie. Dzisiaj już mało kto wątpi w ich istnienie, podobnie jak chyba nikt nie neguje autentyczności zdjęć na przykład Marsa, chociaż nikt tam nie był.
Rok 1808
Zapatrzeni zwykle na Zachód, spróbujmy czasem spojrzeć w przeciwnym kierunku, gdzie również od dawna pojawiają się tajemnicze obiekty. Zostawimy na boku stare przekazy, legendy i mity, i zajmiemy się pewnym zachowanym do naszych dni dokumentem archiwalnym, sporządzonym wkrótce po obserwacji UFO. W zbiorach Oddziału Źródeł Pisanych Państwowego Muzeum Historycznego Rosji (ОПИ ГИМ) znajduje się świadectwo dotyczące obserwacji na niebie nad Moskwą zjawiska, które odpowiada współczesnym opisom UFO: zdolność przemieszczania się w przestrzeni w dowolnym kierunku, osiąganie ogromnych prędkości i błyskawiczne zatrzymywanie się, jasne błyski i fosforyzujące promienie.
Na podstawie rysunku, który został dołączony do tekstu opisu, można sądzić, że zatrzymanie się, błysk i pionowy wzlot obiektu miały miejsce najprawdopodobniej nad Wzgórzem Wagańkowskim. Jest to jedno z siedmiu wzniesień, na których zbudowano miasto Moskwę. Archeolodzy stwierdzili, że właśnie tam, w pobliżu uroczyska Wagańkowo, powstało jedno z pierwszych słowiańskich osiedli, od których zaczęła się historia Moskwy.
Samo wzgórze, zgodnie z ówczesnymi zwyczajami, służyło do grzebania zmarłych i składania ofiar bogom. Tam też odbywały się rytualne imprezy na cześć przodków. Sama nazwa Wagańkowo pochodzi od staroruskiego „ваганить” – „bawić się”. A oto pełny tekst tego dokumentu przetłumaczony z języka rosyjskiego. W oryginale widać zachowaną pisownię i interpunkcję właściwą dla początku XIX wieku.
Zjawisko widać było w moskiewskim uniwersytecie. W roku 1808, dnia pierwszego września, o godzinie ósmej minut siedem po południu pojawiło się na niebie jasnym i usianym gwiazdami nadzwyczajne, nigdy dotąd ani pod względem piękna i regularności swojej, ani pod względem szczególnego jasnego światła, ani strasznej wielkości swojej niewidziane zjawisko. Kiedy po głośnym trzasku zauważyliśmy je na niebie, to ono wznosiło się dokładnie po linii łuku na horyzoncie od 55 stopni do prawie 90 stopni.
Które to przebywszy przestrzeń prawie w mgnieniu oka zatrzymało się na wysokości letnich w jasny dzień obłoków, jakby nad Kremlem i pokazało się w postaci długiej, prostej płyty koloru fosforycznego blasku, długości na oko arszynów dziewięć (arszyn = ok. 0,71 cm) i szerokości na pół arszyna. Potem na przednim jego końcu względem jego kierunku, to jest na południowym zachodzie, nagle rozbłysnął najjaśniejszym ogniem owalnego kształtu kłąb, długości dwóch arszynów i szerokości półtora, który można porównać jedynie z blaskiem zapalonego w tlenowym gazie fosforu.
Przepłynąwszybez wzlatujących płomieni i iskier, ale w formie kręgu, w ciągu pięciu sekund oświetlił przedmioty niczym w najjaśniejszy dzień; następnie zgasł płomień, jasne światło zniknęło, ale jasno świecąca płytka pozostała i całkiem płynnie poszła pionowo w górę, doszła do gwiazd i jeszcze pośród nich była widoczna o długości jakby trzech arszynów przez około dwie minuty, potem – nie ginąc – z powodu nadzwyczajnej wysokości stała się niewidoczna.
Autentyczność dokumentu nie budzi wątpliwości. Ten biurowy rękopis na złożonej na pół kartce listowego papieru ze znakiem wodnym wskazuje na to, że papier wyprodukowano w 1805 roku w kałuskiej fabryce Afanasja Gonczarowa (tego samego, którego wnuczka, Natalia Nikołajewna, była żoną Puszkina). Tekst mieści się na pierwszych dwóch stronicach; trzecią zajmuje rysunek wykonany tuszem.
Pod względem paleograficznym tekst w pełni odpowiada normom ortografii pierwszego dziesięciolecia XIX wieku i jest bardzo prawdopodobne, że został napisany ręką zawodowego kopisty. Jeśli chodzi o autora tekstu, to można założyć, że był on człowiekiem wykształconym; świadczy o tym styl sprawozdania, lakoniczność i trafność sformułowań, wykorzystanie terminów fizycznych i chemicznych, a także dokładne, co do minuty, wskazanie czasu opisywanego zdarzenia. Możliwe, że autorem był jeden z wykładowców albo studentów Uniwersytetu Moskiewskiego, położonego w bezpośrednim sąsiedztwie Kremla. W każdym razie, pierwsza fraza danego opisu daje podstawę do tego, aby uznać, że świadek obserwował zagadkowe zjawisko z terenu uczelni.
(Nie)przypadkowa zbieżność dat?
Warto zauważyć, że opisywane zdarzenie miało miejsce w przeddzień krwawej bitwy pod Oravais w wojnie rosyjsko-szwedzkiej (zwanej też wojną fińską). 2 września 1808 roku szwedzka armia poniosła tam decydującą klęskę, tracąc ponad 1000 żołnierzy. A po czterech latach – w 1812 r. – wojska Napoleona weszły do Moskwy; zaczęły się pożary i niszczenie stolicy. Niewykluczone, że wspomniany rękopis był przeznaczony do publikacji, jednak ani w „Moskiewskich Wiadomościach” (wychodzących w tamtym okresie na uniwersytecie), ani w innych periodykach z 1808 roku nie udało się go odnaleźć.
Nawiasem mówiąc, informacji tego rodzaju ówczesna cenzura raczej by nie przepuściła; po pierwsze – mogłaby ona wywoływać „zamęt w umysłach”, a po drugie – konieczne byłoby udzielenie przez władze bardziej lub mniej rozsądnego wyjaśnienia tego nadzwyczajnego zajścia.