Czasem bywają tak zagadkowe i straszne zdarzenia, że nikomu nawet do głowy nie przyjdzie, aby tłumaczyć je zbiegiem okoliczności albo zasadami logiki. Zwłaszcza, jeśli w centrum tych zdarzeń znajduje się coś, co jest związane ze światem pozagrobowym. Na przykład, nieboszczyk…
Prorocze fotografie
Pod koniec lat 80 ubiegłego wieku czwórka poszukiwaczy skarbów „na czarno” rozkopała w lesie grób poległego w czasie wojny żołnierza. Poszukiwacze zabrali wszystko, co miało jakąś wartość, z guzikami od munduru włącznie. Pośród znalezionych przedmiotów był pożółkły kawałek fotografii, na której, najwidoczniej, uwieczniony był żołnierz wraz z kilkoma kolegami.
I tutaj zaczęły dziać się rzeczy niesamowite. Wracając do wsi, kopacze liczyli, że wyjdą z lasu w ciągu pół godziny, jednak zbałamucili w nim do zmroku i ostatecznie wyszli na tę samą polanę, na której znaleźli nieboszczyka. Uznali, że za pierwszym razem obrali zły kierunek. Ruszyli zatem w drugą stronę. Ale i tym razem przejście przez las przeciągało się. Około północy zdezorientowani poszukiwacze skarbów pojawili się ponownie na znajomej polanie. Noc była jasna, postanowili więc kontynuować poszukiwania drogi.
Kiedy jednak wyszli na polanę już po raz trzeci, jeden z nich zaproponował, aby zwrócić zmarłemu jego rzeczy i zakopać. Pozostali wyśmiali go, tłumacząc, że polana trafia im się zupełnie przypadkiem – nie takie rzeczy bywają! W lesie znaleźli miejsce na nocleg. O świcie na nowo ruszyli w drogę. Kiedy po dwóch godzinach błądzenia po lesie znaleźli się w tym samym miejscu, postanowili nie wystawiać więcej losu na próbę – zwrócili nieboszczykowi jego rzeczy i zasypali ziemią w dole. Zanim wsunęli w kieszeń zbutwiałej marynarki znalezione zdjęcie, przy dziennym świetle przyjrzeli mu się dokładnie.
Okazało się, że osoby na fotografii są bardzo podobne do… samych kopaczy! Czym prędzej zasypali dół, na koniec zrobili i zatknęli na mogile krzyż. Tym razem szybko odnaleźli drogę z lasu. O dalszych losach tych poszukiwaczy skarbów wiadomo tylko tyle, że wszyscy zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Ich ciała, na pół zasypane ziemią, znaleziono w jakimś lesie. Uznano, że zamordowali ich konkurenci z „wykopaliskowego” interesu. O innym przypadku, również związanym z fotografią, pisała gazeta „Za dobliestnyj trud” (z miasta Gusiew). Otóż w 1980 roku absolwent uczelni wojskowej Andriej K. zrobił sobie pamiątkowe zdjęcie razem z 32 kolegami z roku, na krótko przed wysłaniem wszystkich do Afganistanu.
Otrzymawszy odbitkę, jeszcze tego samego dnia przypadkowo oblał ją farbą. Twarze niektórych absolwentów zostały zachlapane. Poszedł do fotografa i poprosił o jeszcze jeden egzemplarz tego zdjęcia, a uszkodzone zostawił w archiwum uczelni. Pod koniec lat 80, już po wyjściu wojsk radzieckich z Afganistanu, żołnierze, którzy szczęśliwie powrócili z wojny, natrafili na to zaplamione zdjęcie. Odkryli zadziwiającą rzecz: 11 chłopaków z grupy upamiętnionej na zdjęciu zginęło w Afganistanie i tylko ich twarze były zachlapane farbą!
Topielec ciągnie żywych do wody
Zdarzenie, gdzie w centrum tragicznych wydarzeń stał nieboszczyk, miało miejsce na rzece Kamie. W latach 70 ubiegłego wieku, wczesną wiosną, mieszkaniec nadbrzeżnej wioski zauważył w rzece topielca. Na wodę spuścili łódkę. Podpłynąwszy do martwego człowieka, ludzie nieostrożnie zgromadzili się przy jednej burcie i łódź wywróciła się. Wszyscy znaleźli się w wodzie. Jeden próbował dopłynąć do brzegu, ale w lodowatej wodzie chwycił go kurcz i utonął. Dwóch innych chwyciło się wywróconej łódki i próbowało doczekać się pomocy.
Szybko ściągnęli na rzekę drugą łódkę i zaczęli wiosłować w kierunku tonących. W pośpiechu nie zauważyli, że łódka przez zimę nieco nadgniła. Zaczęła napełniać się wodą i poszła na dno. Stojący na brzegu z przerażeniem obserwowali, jak ludzie toną jeden po drugim. W sumie próba wydobycia jednego topielca kosztowała życie czterech osób. Na tym tragedia nie zakończyła się. Kiedy ciało topielca woda wyniosła do brzegu, jeden z mężczyzn zaczął wyciągać je bosakiem, pośliznął się i upadł, rozbijając głowę o kamień.
A potem jeszcze ciężarówka wioząca trumnę na cmentarz pojechała przez zamarznięty staw i natrafia na oparzelisko. Samochód wpadł pod lód, a siedzący w kabinie kierowca i pasażer nie zdołali wydostać się na zewnątrz. Mieszkańcy wsi doszli do wniosku, że wszystkich, którzy zginęli, pociągnął za sobą na tamten świat straszny topielec.
Przysięga wierności
W historii, która zdarzyła się w Bułgarii w początkach ubiegłego wieku, istnieje cały ciąg zadziwiających i strasznych przypadków. Młody chłopak i dziewczyna, mieszkający w wiosce, złożyli sobie przysięgę, że nie rozstaną się ze sobą aż do śmierci i nawet potem zawsze będą razem. Jednak na krótko przed ślubem narzeczony przepadł gdzieś bez wieści. Jego narzeczona czekała na niego przez całe życie i umarła, dochowując mu wierności.
Nastał dzień, kiedy powieźli ją na cmentarz. Po drodze kondukt żałobny zaskoczyła silna ulewa i droga na miejsce wiecznego spoczynku okazała się rozmyta. Postanowiono dotrzeć na miejsce inną drogą. Biorący udział w ceremonii pogrzebowej starali się, aby zakończyć ją przed zmrokiem. Przed mostem koń potknął się, karawan zjechał na bok po śliskiej drodze, trumna zsunęła się i, ku przerażeniu zebranych ludzi, potoczyła się w dół po stromym zboczu. Na skutek wstrząsów wieko trumny otworzyło się, ciało zmarłej wypadło i ześliznęło się do szczeliny w ziemi.
Zaczęto wydobywać ciało z dołu i nagle okazało się, że w tej rozpadlinie znajduje się jeszcze jeden nieboszczyk i to zdaje się od bardzo dawna, ponieważ był już w zupełnym rozkładzie. Po resztkach ubrania rozpoznano w nim tego młodego człowieka, który kiedyś był narzeczonym zmarłej. Głowę miał rozbitą, a na koszuli widać było ślady po uderzeniach nożem.
Nie ulegało wątpliwości, że, napadnięto na niego i zamordowano, a ciało wrzucono do tego dołu. Wszystkich poraziło, że nieboszczka upadła prosto na jego ciało, przyłożywszy głowę do jego głowy, jakby w pocałunku. Oboje pogrzebano w jednej mogile, tym samym wypełniając przysięgę, którą młodzi ludzie złożyli sobie przed laty. Ot, bywają czasem dziwne przypadki… (S)