Niedaleko od Wysp Bahama, pod warstwą wody, leży zagadkowa budowla z kamiennych bloków, która już od kilku dziesięcioleci nie daje spokoju miejscowym mieszkańcom, uczonym, badaczom i ekstrasensom. Są oni przekonani, że te obiekty są niczym innym, jak tylko pozostałością po dawnym kontynencie, na którym żyli legendarni Atlantydzi. Nikt nie wie, skąd i dokąd prowadzi podwodna droga Bimini, leżąca na dnie Oceanu Atlantyckiego.
Tworzą ją ogromne kamienne płyty, których długość dochodzi czasem do sześciu metrów. Znajdują się na głębokości 3 do 9 metrów, ale dziki doskonale przezroczystej wodzie są wspaniale widoczne z powierzchni. Ogólna długość drogi wynosi 500 m, a szerokość – 90 m.
Z lotu ptaka
Odkrył tę zagadkową drogę pewien lotnik-amator. Bogaty Amerykanin leciał właśnie nad lustrem wody, kiedy nagle jego wzrok przykuł osobliwy podwodny widok. Nie przypominało to w żaden sposób pasma podwodnych skał, dlatego pilot od razu pomyślał o jakimś mieście, zatopionym przed tysiącami lat. Tym bardziej, że Amerykanin znał prace swojego rodaka – ekstrasensa i jasnowidza Edgara Cayce, który już 1936 roku przepowiedział, że koło Wysp Bahama będą odkryte w latach 1968-1969 ruiny starożytnej Atlantydy, zatopionej przez ocean 12 tysięcy lat temu.
Ta nowina stała się, rzecz jasna, wielką sensacją. Na wyspy Bahama przybywało mnóstwo uczonych i nurków. Dno koło Północnego Bimini zbadał między innymi doktor Manson Valentine z muzeum w Miami. Podczas jednego z zanurzeń na dno Atlantyku, na głębokości trzech metrów odkrył setki kamiennych płyt w kształcie regularnego kwadratu albo prostokąta. Tworzyły one nawierzchnię drogi oraz coś w rodzaju dolmenów – niezwykłych budowli z kamienia w formie kilku kolumn zwieńczonych z wierzchu płytą.
Schemat rozłożenia płyt
Doktor Valnetine opisał obiekt na dnie jako „szeroki chodnik z prostokątnych, płaskich kamieni różnych wymiarów, których krawędzie zostały zaokrąglone przez długie lata wodnej korozji”, a także wyraził przekonanie o jego sztucznym pochodzeniu.
Następnie grupa uczonych z Uniwersytetu Massachusetts wykonała zdjęcia lotnicze akwenu i opracowała schemat przypuszczalnego położenia zagadkowych obiektów. Wszystko wskazywało na to, że odkryto pozostałości jakiejś starożytnej drogi albo fundamenty budynków. A możliwe, że i szczytów budowli wystających z wielowiekowych warstw osadów dennych.
Człowiek czy przyroda?
- Wokół pochodzenia kamiennych bloków na dnie oceanu rozgorzały od razu zażarte spory. Jedni byli przekonani, że tajemnica legendarnej Atlantydy została odkryta. Badacze pobrali fragmenty kamieni z Bimini do analizy i ogłosili potem, że te bloki nie są zwykłymi odłamkami przybrzeżnych skał, ale specjalnie obrobionymi płytami. Niewykluczone, że są one nawet kompozytem – materiałem podobnym do betonu.
- Według drugiej wersji, bloki Bimini zostały wykonane z mieszanki skał, w której skład wchodzi łupek krzemionkowy i wapień (nawiasem mówiąc, takie skały na Bahamach nie występują). Ponadto badacze zademonstrowali kamienie, na których widoczne były szczeliny i wypusty do łączenia konstrukcji. O tym, że kamienie zostały obrobione przez człowieka świadczy fakt, że niektóre z bloków są gładkie, jak wypolerowany stół. Natura nie może tak dokładnie obrabiać kamienia; do tego zdolny jest tylko człowiek i to za pomocą złożonych narzędzi. Podjęte z dna próbki płyt skierowano do laboratorium i okazało się, że ich wiek wynosi nie 12-14 tysięcy lat, jak początkowo szacowano, ale dwa razy więcej.
- Sceptycy natomiast uważają, że „droga Bimini”, to nic więcej, jak tylko osobliwie ułożone podwodne skały i rafy. Jeden z geologów stwierdził, że „droga” mogła się uformować pod wpływem przypływów. Kolejny zaś wysunął hipotezę, że są to morskie muszle i piasek sprasowane przez setki lat w prostopadłościenne twory.
- Inni są przekonani, że obrobione przez człowieka kamienie, to balast wyrzucony z okrętów. Rzeczywiście, w starożytności używano kamieni, jako balastu na statkach, ale jak udało się zrzucić balast z setek statków tak precyzyjnie, że utworzyły drogę – teoretycy nie wiedzą.
Tajemne znaki
Z czasem tajemnicza kamienna „droga” zaczęła okrywać się legendami. Tak oto dwóch amerykańskich nurków, którzy badali ten akwen w 1979 roku, przysięgało, że widzieli w wodzie świecący, trójkątny obiekt o rozpiętości skrzydeł około 12 m. Trójkąt przemieszczał się nad samym dnem, wykonał kilka nawrotów, a potem wynurzył się z wody, wzbił się w niebo i zniknął. Ten obiekt widzieli też ludzie czekający na kutrze na płetwonurków.
W czerwcu 1998 r. francuska ekspedycja obserwowała błękitnawe świecenie dna oceanu w rejonie Północnego Bimini. Był to szeroki, prosty pas z wyraźnie widocznymi krawędziami. Nie stał on w miejscu, ale poruszał się. Zagadkowe zjawisko trwało ok. 70 minut. Nie udało się zlokalizować źródła osobliwego światła. Jak się później okazało, świecącą taśmę zauważyli też rybacy ze znajdującego się w pobliżu szkunera oraz amerykański satelita. Chyba najbardziej niezwykłe zdarzenie przytrafiło się jednemu z nurków – Johnowi March. Nurkując w 2000 r. w pobliżu „drogi Bimini” widział pod wodą ciemną ludzką postać, która szła po kamiennych płytach.
March’a zaskoczył przede wszystkim fakt, że człowiek był bez skafandra. Nieznajomy bardzo wysokiego wzrostu, około trzech metrów, poruszał się w kierunku nurka. Nie czekając aż ten podejdzie bliżej, March wypłynął szybko do oczekującej łodzi. Oczywiście, nie wszystkie te historie mają odpowiednią dokumentację, jednak znaleziska z wyprawy badacza Grega Little z lat 2003-2004 każą się zastanowić.
Otóż Little i jego zespół odkryli pod warstwą kamiennych bloków drugą taką warstwę, a jeszcze niżej – trzecią. Dostać się do fundamentów dawnej budowli nie udało się. Badacze wyciągnęli wniosek, że nie jest to droga, ale raczej wierzchołki ścian zagrzebanych w dennych osadach. Podczas oględzin drugiej warstwy płyt zauważono, że uległa ona w mniejszym stopniu wodnej erozji, niż pierwsza, a płyty zostały dokładnie oszlifowane i dosyć ściśle ułożone obok siebie.
Przyrządy pomiarowe wykazały obecność pod dnem w rejonie „drogi” pustych przestrzeni oraz metalu. Jest to niezwykłe dla całego rejonu, jako że ani na Wyspach Bahama, ani w ich pobliżu złoża metali nie występują.
Co rzeczywiście znajduje się na dnie oceanu w pobliżu wyspy Bimini - na razie pozostaje zagadką. Zarówno rząd Wysp Bahama, jak i liczne ośrodki badawcze z całego świata nie żałują środków na pracę nurków, archeologów i uczonych. A zwyczajni turyści przyjeżdżają na Bimini nie tylko po to, aby cieszyć się białym piaskiem wspaniałych plaż, ale też zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z obiektem, który jest – być może – zabytkiem legendarnej Atlantydy.