Tajemnica „Mogiły diabła” - Tien-Szan

O katastrofie olbrzymiego UFO w górach Tien-Szan w 1991 roku pisano bardzo niewiele – przede wszystkim dlatego, że informacje o tym zdarzeniu były mocno ograniczone. A jeszcze, możliwe, dlatego, że miało to miejsce w dniach rozpadu ZSRR, kiedy nikt nie miał głowy do latających talerzy…

Nagła wizyta

UFO CygaroWydarzenia rozgrywały się w następującej kolejności: 28 sierpnia 1991 roku o godzinie 4:42 rano czasu lokalnego, radary na półwyspie Mangystau zarejestrowały w przestrzeni powietrznej bardzo duży obiekt. Na ekranie pojawił się znienacka, jakby powstał z próżni. Obiekt miał długość 600 m, średnicę 110 m i leciał nad Morzem Kaspijskim z północnego zachodu na wysokości 6600 m z prędkością 960 km/h. Nie odpowiadał na żadne wezwania. O pojawieniu się przybysza powiadomiono bezzwłocznie nadkaspijską obronę powietrzną.

Dwa patrolujące myśliwce MiG-29 skierowały się do przechwycenia obiektu, a kolejne dwa zostały poderwane w trybie alarmu. Piloci mieli za zadanie posadzić obiekt na lotnisku. W przypadku oporu – otworzyć ogień i zniszczyć.MiG-29 Do spotkania doszło ściśle według planu, o godz. 5:12. Piloci obserwowali obiekt wizualnie i na ekranach radarów. Wyglądał on jak gigantyczny sterowiec bez jakichkolwiek wystających elementów, jedynie po bokach w przedniej części były dwa okrągłe iluminatory o średnicy jednej szóstej wysokości.

Operacja przechwycenia „sterowca” zakończyła się szybciej, niż piloci myśleli. Przy próbie otworzenia ognia odmówiły posłuszeństwa systemy bojowe wszystkich myśliwców, a przy podejściu do obiektu na 500-600 m zaczęły się problemy z silnikami. A sam obiekt nagle zwiększył prędkość: w ciągu minuty osiągnął 6800 km/h. O godz. 5:27, w rejonie jeziora Issyk-Kul, UFO wyszedł ze strefy widzialności i zniknął z ekranów radarów.

Dalszy ciąg „rosyjskiego Roswell”

Pod koniec września 1991 roku do mieszkańców kirgiskiej stolicy Biszkek zaczęły dochodzić wieści o tym, że w górach na wschód od miasta Karakoł, w uroczysku Szajtan-Mazar, rozbił się duży UFO. W rejon katastrofy od razu wyruszyła grupa miejscowych entuzjastów pod kierownictwem znanego ufologa E. Baczurina. Jednak w pośpiechu przygotowana wyprawa musiała zawrócić z drogi z powodu złych warunków pogodowych, opadów śniegu i trudności w poruszaniu się po górach. Mniej więcej w tym samym czasie w rejon katastrofy został skierowany śmigłowiec, aby ustalić dokładne miejsce zdarzenia. Z nieznanych jednak przyczyn śmigłowiec spadł w górach, a cała załoga zginęła.

Doniesieniami o rozbitym UFO zainteresowano się też w Ałma-Ata. W przeciwieństwie do kirgiskich ufologów, ich kazachscy koledzy przygotowali się do wyprawy profesjonalnie. Grupą kierował doświadczony pilot, pułkownik w stanie spoczynku, Nikołaj Swieczkow. Zebrał on drużynę składającą się z ludzi dobrze przygotowanych fizycznie i psychicznie, doświadczonych alpinistów, którzy przeszli testy na radzenie sobie w sytuacjach ekstremalnych. Posiadali oni rozmaitą aparaturę, kamery i aparaty fotograficzne, a rząd Kazachstanu przydzielił im nawet dwa śmigłowce. 12 czerwca 1992 roku ekspedycja Swieczkowa została przetransportowana w rejon katastrofy. Ponieważ pogoda popsuła się, śmigłowce musiały lądować w pewnym oddaleniu, u podnóża grzbietu.

Tam rozbito obóz-bazę. Uroczysko Szajtan-Mazar znajdowało się cztery kilometry dalej, po tamtej stronie gór. Nawiasem mówiąc, to miejsce od dawna cieszyło się złą sławą wśród miejscowej ludności, stąd wzięła się i nazwa, która oznacza: „Mogiła diabła”. Rankiem, nie doczekawszy się poprawy pogody, grupa poszukiwawcza rozpoczęła podchodzenie. Katastrofa UFOObiekt zobaczyli od razu, jak tylko przekroczyli grzbiet góry. Nawet z odległości półtora kilometra ogromny, rozbity na dwie części statek sprawiał niezwykłe wrażenie.

Pod względem wysokości był nie mniejszy od piramidy Cheopsa, a jego okrągłe, stalowoszare boki połyskiwały we mgle. Wraz ze zbliżaniem się podekscytowanych badaczy do tajemniczego obiektu, u wszystkich narastało uczucie dyskomfortu: ktoś odczuwał niepokój, ktoś – strach, inny – ból głowy, duszności albo osłabienie. Mniej więcej w odległości 800 m od UFO włosy u ludzi „stawały dęba”, a przyrządy rejestrowały silną, statyczną elektryczność.

Magnetometry wskazywały praktycznie brak pola magnetycznego. Nawet pobrane próbki skał z odległości 800, 600 i 400 m od UFO (bliżej, za ogólnym porozumieniem, postanowiono nie zbliżać się), były w pełni rozmagnetyzowane. Wszystkie zegarki elektroniczne wyświetlały godzinę 00:00. Sześć zegarków mechanicznych pokazywało różny czas. Nie można było zrobić ani zdjęcia, ani filmu.

Twarzą w twarz z Obcym

Uczestnicy wyprawy zadawali sobie jedno pytanie: co tu się stało? Najwyraźniej obiekt lecący z dużą prędkością zaczepił dolną częścią korpusu o skały. Po zderzeniu zaczął się ślizgać po górskiej platformie pozostawiając głęboki ślad. Wybuch nastąpił wewnątrz środkowej części statku (na co wskazuje charakter uszkodzenia) i rozpadł się on dwie prawie równe części. Wewnątrz statku widać było kilka pokładów i konstrukcje nośne. Badacze dysponowali dwoma hermetycznymi kombinezonami ochrony przeciwradiacyjnej, wyposażonymi w hełmy i butle z tlenem. Postanowiono skierować na statek ludzi, którzy mieli już doświadczenie w pracy w podobnych strojach. Mieli oni wejść do jednej z części rozbitego UFO i sprawdzić, czy nie ma na statku załogi, która – być może – potrzebowała pomocy.

Sytuacja skomplikowała się, ponieważ przestała działać łączność radiowa. Śmiałkowie, którzy wejdą na pokład UFO, nie będą mieli łączności z resztą grupy. Postanowili zaryzykować.

Niestety, kombinezony ochronne okazały się najwyraźniej nie dość odporne: obaj badaczy otrzymali śmiertelną dawkę promieniowania. Jeden zmarł na chorobę popromienną po trzech miesiącach, a drugi – Aleksjej Romanowski – przeżył jeszcze pięć lat i zmarł w Moskwie w wieku 31 lat. Podpisał zobowiązanie o zachowaniu w tajemnicy tego, co widział na pokładzie UFO, ale przed śmiercią zdecydował się jednak opowiedzieć jednemu z moskiewskich ufologów o swojej wizycie na pokładzie pozaziemskiego statku kosmicznego:

„Weszliśmy do prawej połówki, ponieważ w niej pośród zniszczonej wybuchem konstrukcji widoczne było przejście. W korytarzu było jasno, ale źródła światła nigdzie nie było widać. Wydawało się, że światło emitują wszystkie otaczające powierzchnie. Trafiliśmy na kilka rozgałęzień korytarza prowadzących na górę, ale postanowiliśmy nie zbaczać z kierunku. Przeszliśmy przez prawie cały korytarz i znaleźliśmy się w owalnym pomieszczeniu.
Ściany i sufit zajmowały wygięte rury o różnych średnicach i konstrukcje przypominające zwojnice. W fotelu przed przyrządem podobnym do kuli siedział pilot. Wyglądał jak człowiek, tylko wysokiego wzrostu; gdyby stał, byłby znacznie wyższy od nas. Miał na sobie obcisły skafander ciemnoszarego koloru i maskę, podobną do przeciwgazowej. Siedział do nas bokiem. Kiedy zaczęliśmy zbliżać się do niego, odwrócił głowę w naszą stronę. Ogarnął mnie wtedy niezwykły strach. Mój towarzysz upadł, uniosłem go i wyciągnąłem na zewnątrz…”.

Zasłona tajemnicy

W ciągu kilku następnych lat badacze zbierali wszelkie dostępne informacje o tym UFO, szukali środków na kolejną wyprawę, składali wnioski o dokonanie zdjęć satelitarnych Szajtan-Mazar. Jednak władze zarówno Rosji, jak i Kazachstanu prowadziły jedynie wymianę korespondencji, nie odpowiadały na wnioski albo wręcz czyniły trudności badaczom. WyprawaDopiero w 1998 roku nowa ekspedycja pod kierownictwem moskiewskiego badacza Nikołaja Subbotina mogła wreszcie wyruszyć w góry. Udało się wynająć w prywatnej firmie tylko jeden śmigłowiec.

Na miejsce katastrofy dotarli 23 sierpnia. Ale UFO zniknął! Badacze znaleźli dwudziestometrowy lej, powstały po wybuchu, i nic więcej. Można było odnieść wrażenie, że ktoś wszystko pieczołowicie wyrównał i zasypał, zacierając ślady katastrofy z 1991 r. Przyrządy nie rejestrowały żadnych anomalii, o których informowała poprzednia grupa. Subbotin zbadał okolicę i wzniesienia. Na sąsiednim wzniesieniu ujawniły się tajemnicze linie, przypominające pasy startowe na lotniskach.

Na końcu tych pasów widać było równe powierzchnie o średnicy 20-25 m, na których mogły lądować śmigłowce. Jest całkowicie możliwe, że przebywali tam wojskowi, którzy wywieźli odłamki UFO i przy okazji nie omieszkali pozacierać po nim śladów. W rezultacie wyprawa Subbotina niczego nie wyjaśniła. Nie było żadnych pozostałości po katastrofie, nic nie dały też próby rozmów z pilotami samolotów i śmigłowców latających nad tym rejonem. Co nieco dopowiedzieli jednak miejscowi mieszkańcy. Okazało się, że w okresie od 1992 do 1996 roku obserwowano tutaj niezwykłe ożywienie: latały śmigłowce, jeździły samochody…

Podobnie jak to było w przypadku katastrofy UFO w amerykańskim Roswell, w byłym Związku Radzieckim również zrobiono wszystko, aby podać w wątpliwość świadectwa o katastrofach statków kosmicznych z innych planet. A tymczasem, gdzieś w tajnych laboratoriach prowadzone są pewnie eksperymenty… Wypadek z 1991 roku jest kolejnym dowodem na to, że pozaziemscy goście dość często odwiedzają naszą planetę. Ale w jakim celu to robią, nadal pozostaje tajemnicą.

źródło: 1 2
Tajemnica nieznanej cywilizacji na przedgórzach Elbrusu
Tajemnica lotniska Habit Field
Tajemnica kosmity znad jeziora Turgojak
Inkowie w Niedzicy i tajemnica skarbu
Tajemnica rzymskich dodekaedrów
Tajemnica kamiennych dysków Dropa