Co to jest przypadek? To pytanie zadają sobie ludzie od zarania dziejów. Jedni wierzą, że na świecie nic nie dzieje się przypadkiem. Wszystko ma swoją przyczynę i skutek. Ich oponenci uważają inaczej. Twierdzą, że w otaczającej nas rzeczywistości panuje chaos. W związku z tym, jakiekolwiek reguły nie posiadają żadnej praktycznej podstawy. Dlatego niemożliwe są wszelkie prognozy i przewidywania. Nie na darmo istnieje powiedzenie: „Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, podziel się z nim swoimi planami”. Ale przejdźmy od abstrakcji do faktów i popatrzmy na konkretne przypadki, w których - wydawałoby się – ślepy przypadek wskazuje na określoną regułę. Od razu trzeba tutaj dodać, że część ludzi dzieli się umownie na dwie kategorie. O jednych mówi się, że są w czepku urodzeni, a innym nie powiodło się, urodzili się pod złą gwiazdą.
Admirał - Foul-weather Jack
Taki podział nie pozostaje bez uzasadnienia. Spotyka się osoby, które po prostu przyciągają nieszczęścia. Trudno mówić w takich sytuacjach o ślepym przypadku. Dla przykładu można tutaj wziąć taką postać, jak angielski admirał John Byron, dziadek wielkiego poety. Można śmiało zaryzykować twierdzenie, że ten człowiek był patologicznym pechowcem. Znajomi admirała nie mogli znaleźć ani jednego przypadku, kiedy miał on możliwość żeglować po morzach i oceanach w słoneczną pogodę.
Kiedy tylko Byron wstępował na pokład i okręt wojenny podnosił żagle, słońce natychmiast kryło się za chmurami, zaczynał padać deszcz, pojawiały się grzmoty i błyskawice. Niepogoda trwała tak długo, jak długo okręt znajdował się na morzu. Ale wystarczyło tylko, żeby przybił do brzegu, a admirał zszedł z pokładu, a pogoda od razu się zmieniała. Burzowe chmury gdzieś znikały i promienie słońca zaczynały pieścić ziemię. Ludzie odnosili wrażenie, że dziadek poety w niepojęty sposób przyciągał do siebie burze.
Pechowy szkuner
Najbardziej porażającym i niewiarygodnym można jednak nazwać przypadek, który miał związek ze szkunerem „Mermaid” w 1829 roku. W październiku wyszedł on z portu w Sidney i opłynąwszy wschodnie wybrzeże kontynentu dotarł do cieśniny Torresa, która znana jest z gęstych mgieł i podwodnych raf, i stanowi zagrożenie dla statków. „Mermaid” wpadł na rafę, doznał uszkodzenia i poszedł na dno. Załoga zdołała się jednak uratować. Ludzie wydostali się na nagie skały, sterczące z wody i spędzili na nich trzy doby bez jedzenia i picia. Na szczęście, czwartego dnia zabrała ich barkentyna „Swiftsure”. Ale znowu zdarzył się wypadek.
Po dwóch dniach ten statek również wpadł na rafy i zatonął. Teraz już dwie załogi siedziały na skałach. Obok przepływał szkuner „Governor Ready”, trzymający kurs na Papuę i oczywiście uratował rozbitków. Szczególnie cieszyła się załoga „Mermaid”; dwa razy wziąć udział w katastrofie i przeżyć – nie każdemu się zdarza. Wydawało się, że już nic złego stać się nie może, jednak niezbadane ludzkim rozumem prawa wniosły tutaj swoją korektę. Dosłownie po kilku godzinach na statku wybuchł pożar. Trzy załogi dzielnie walczyły z ogniem, ale ich wysiłki poszły na marne. Przyszło im porzucić dopalający się statek i wejść na szalupy. Opatrzność czuwała jednak nad marynarzami. Wkrótce na horyzoncie pojawiły się żagle okrętu wojennego „Kometa”.
Wszystkie trzy załogi zostały szczęśliwie uratowane. Marynarze z „Komety” z niedowierzaniem odnieśli się do opowieści rozbitków. To, co mówili wydawało im się nieprawdopodobne. Nigdy wcześniej nie słyszeli o takim zbiegu przypadków. Ale wszystkich czekała jeszcze jedna niespodzianka. Niespodziewany sztorm zatopił okręt wojenny. Pośród fal, na zatłoczonych do granic możliwości szalupach, pływały już cztery załogi. Rozbitkom znowu się powiodło – zabrał ich na pokład parowiec „Wschodząca Gwiazda”. Ledwie mógł pomieścić wszystkich, jako że liczba uratowanych sięgała już 200. I znowu zdarzyło się coś niewiarygodnego: parowiec wpłynął na rafy, przedziurawił dno i członkowie wszystkich pięciu załóg znaleźli się na skałach. Tym razem los okazał się do końca łaskawy; w pobliżu przepływał duży statek pasażerski „Kontynent Australia”, który uratował rozbitków i pomyślnie odstawił ich na ląd. Tak zakończyła się ta dramatyczna seria morskich katastrof.
Wygrana na loterii
Czy te przypadki można uważać za regułę? Podobno każdy człowiek może wpływać na swoją drogę życia. Istnieją na niej swego rodzaju punkty bifurkacji i tam człowiek dokonuje wyboru na korzyść takich, czy innych decyzji. Wybrany wariant wpływa radykalnie na dalszy los. Niektórzy ludzie obdarzeni są wspaniałą intuicją i zawsze wybierają słuszny kierunek, inni zaś w punktach wyboru stawiają na złą kartę i ich życie staje się pasmem niepowodzeń.
Ale to w żaden sposób nie rozwiązuje zagadki ślepego przypadku. Można tutaj przywołać przykład pani Lidii z Łodzi, o której głośno było w prasie w roku 1967. Otóż ta dama w podeszłym wieku regularnie kupowała losy na loterię. Początkowo nic się nie działo, aż nagle rozpoczęło się pasmo niezwykłych sukcesów. Kobieta cztery razy z rzędu wygrała samochód. Na piąty raz pani Lidia nawet nie sprawdzała numerów, tylko od razu udała się do banku. Ale tym razem powodzenie ją opuściło – skreśliła nie te numery, co trzeba.
Wypadek w górach
Jeszcze jeden przykład wstrząsającej przypadkowości. Zdarzyło się to w Japonii w 1988 roku. Grupa uczniów po opieką nauczyciela ćwiczyła górską wspinaczkę. Podczas podchodzenia na górę nadciągnęła burza. Zaczął padać ulewny deszcz i nauczyciel polecił, aby uczniowie przywiązali się do liny. W tym wypadku żaden z uczestników wspinaczki nie mógłby się zagubić. Podobne działanie zgodne jest z przyjętymi zasadami i należałoby za to pochwalić rozsądnego przewodnika.
Zdarzyło się jednak coś nieprzewidywalnego. W grupę idących jeden za drugim uczniów uderzył piorun. Poraził śmiertelnie co trzecią osobę w szeregu. Skąd wzięła się tak straszna i niepojęta wybiórczość? Można to zdarzenie zaliczyć do ślepego przypadku, czy też była w tym jakaś reguła? Odpowiedzi brak.
Co więc rządzi światem – reguła, czy przypadek? Chciałoby się mieć nadzieję na pierwszy wariant. Można by wtedy jakoś przewidywać swój los, a to znaczy, kierować nim. Tylko, czy znajomość przyszłości uczyniłaby człowieka szczęśliwszym? Może nie na darmo jest ona dokładnie skryta przed nami.