Starożytni Celtowie, rdzenni mieszkańcy wysp brytyjskich, oddawali cześć bogom, zapewniającym urodzajność, płodność i bogactwo, a także siłom niszczącym, niosącym śmierć. Wykuwali ich posążki w kamieniu w postaci ludzkich głów. Celtowie ozdabiali nimi swoje mieszkania i inne budynki. Zgodnie z celtyckimi legendami, ich bogowie byli życzliwi ludziom jedynie wtedy, kiedy ich szanowano i zabiegano o ich łaskę. Byli przy tym dosyć kapryśni i mściwi, trudno im było dogodzić. Jeśli jakiś człowiek ich obraził, to mogli zesłać przekleństwo na każdego, kto spojrzał im w oczy. Świadkowie twierdzą, że starodawne bóstwa po dziś dzień zachowały władzę nad ludźmi.
Znalezisko w Anglii
Dwoje dzieci Lesley i Colin Robson, bawiąc się w ogrodzie koło rodzinnego domu, przypadkowo odkopały dwa osobliwe kamienie wielkości piłki tenisowej. Oczyściwszy je z piasku i zanieczyszczeń odkryły, że znalezione przedmioty przypominają ludzkie głowy. Brat i siostra zanieśli kamienie do domu i pokazali rodzicom. Obie twarze były z grubsza zarysowane w szarozielonym, połyskującym kwarcu i przypominały pośmiertne maski.
Jedna z głów wyglądała na męską, druga zaś – ze względu na włosy widoczne z tyłu – na kobiecą. Ojciec dzieci, John Robson, z zainteresowaniem przyjął tajemnicze znalezisko i postanowił zostawić figurki w domu. Chciał pokazać je swojemu koledze, uczonemu-archeologowi doktorowi Rossowi. Wraz z pojawieniem się w domu Robsonów zagadkowych kamiennych głów zaczęły się u nich dziać dziwne rzeczy.
Pewnego razu cała rodzina obserwowała w osłupieniu, jak głowy nazwane przez dzieci „czartem” i „wiedźmą” nagle zaczęły się obracać. Potem Robsonowie zauważyli, że bez żadnego widocznego powodu tłuką się naczynia i pękają całkiem nowe rzeczy. Poza tym wszyscy członkowie rodziny odczuwali nieustanny niepokój. Kilka razy sąsiedzi widzieli, jak w domu Robsonów pod ich nieobecność paliło się dziwne niebieskawe światło. Wkrótce oni też zaczęli odczuwać, że w ich domach dzieje się coś niedobrego.
Straszny sen
Pewnego wieczoru żona Robsona, Ann usłyszała, jak z pokoju dzieci dochodzi płacz. Rzuciła się do pokoju na górę i zastała dzieci mocno przestraszone i zdenerwowane. Córka i syn zgodnie twierdzili, że był u nich przed chwilą „straszny człowiek”, który wziął się nie wiadomo skąd i równie nagle zniknął. Matka, jak mogła, uspokajała swoje pociechy przekonując je, że to był tylko zły sen.
Ale stanąwszy w progu swojej sypialni kobieta z przerażeniem zauważyła w niej dziwną istotę: górna część ciała przypominała wyglądem wilka, dolna zaś człowieka. Pani Robson zaczęła krzyczeć i tajemnicze stworzenie wskoczyło na parapet, a stamtąd dało susa na ulicę. Przy czym Ann słyszała wyraźny hałas, a potem odgłos oddalających się kroków. Następnego dnia dowiedziała się od sąsiadów, że tej nocy wielu z nich słyszało w swoich domach niepojęte dźwięki i przytłumione głosy.
Zagadkowe istoty
Kilka dni później zagadkowa istota ponownie zjawiła się w domu Robsonów. Tym razem sam gospodarz dostrzegł w drzwiach strasznego pół-wilka, półczłowieka. Nieszczęsna rodzina postanowiła powiadomić o zdarzeniach policję. Strażnicy porządku, jak można się było spodziewać, poradzili im zwrócić się do innej instancji, na przykład do zakładu psychiatrycznego.
W międzyczasie rodzina Robsonów była świadkiem kolejnych tajemniczych przypadków. A to lustro pękło bez żadnej przyczyny, a to urządzenia domowe odmawiały posłuszeństwa, stukały drzwi, w pokojach pojawiały się dziwne cienie. Przyczyna tajemniczych zjawisk pozostawała dla wszystkich zagadką, dopóki Robson nie skojarzył ich z obecnością w domu kamiennych figurek, znalezionych przez dzieci. Natychmiast zadzwonił do doktora Rossa i opowiedział mu, co zaszło. Prosił go, aby jak najprędzej zabrał sobie te czartowskie kamienie.
Ross niezwłocznie przyjechał, obejrzał znalezisko i doszedł do wniosku, że trzyma w rękach celtyckie idole, z których jeden przedstawiał bóstwo płodności, a drugi duch magii i czarów. Według jego opinii, oba posążki były niezwykle stare. Doktor uspokajał, jak mógł, przerażonych przyjaciół i postanowił zabrać kamienie do dalszych badań. Przekonywał ich, że opowieści o czarodziejskich zdolnościach posążków, to zwykłe zabobony i dziecinne bajki. Dla żartu opowiedział im nawet celtycką legendę, jak to pewien bohater uspokoił złośliwe duchy jednym zaklęciem: „bądźcie mi posłuszni!”.
Uśmiech czarownika
Pożegnawszy się z rodziną Robsonów i podśmiewając się w duchu z ich głupich przesądów, doktor Ross wyruszył w drogę powrotną. Nie zdążył jednak przejechać nawet dziesięciu kilometrów, kiedy zaczął odczuwać dziwny dyskomfort i niepokój. Wydawało mu się nawet czasem, że ktoś patrzy na niego z tyłu. Na tylnym siedzeniu samochodu nikogo nie było, nie licząc dwóch kamiennych głów. Odwrócił się i ze strachem spostrzegł, że jedna z nich… uśmiecha się! Ross przyspieszył, ale samochód zgasł po chwili stanął na środku drogi.
Kilku kierowców z trudem uniknęło zderzenia z maszyną Rossa. Chciał uruchomić silnik, jednak nie był w stanie się poruszyć. Wydawało mu się, że jeśli to zrobi, to stanie się coś strasznego. Przejeżdżający obok ludzie ze zdziwieniem patrzyli na stojący na drodze samochód i bladego ze strachu kierowcę, wczepionego w kierownicę. Nieoczekiwanie Ross przypomniał sobie starą legendę, którą niedawno opowiadał przerażonym Robsonom. Prawie wykrzyknął ową magiczną formułkę. Chwilę później silnik samochodu zaczął normalnie pracować, a uczucie strachu zaczęło mijać.
Ukradkiem rzucił spojrzenie na tył samochodu i z ulgą zauważył, że tajemniczy uśmiech na twarzy idola zniknął. Do domu dotarł już bez komplikacji, ale nie zdecydował się zabrać kamieni do mieszkania. Po pewnym czasie odprawił „czarta” i „wiedźmę” do muzeum archeologicznego, gdzie badania potwierdziły domysły Rossa o staroceltyckim pochodzeniu kamiennych idoli. Kiedy doktor usłyszał, że w muzeum zaczęły dziać się jakieś dziwne rzeczy, wcale się tym nie zdziwił – w końcu on sam też doświadczył „przekleństwa kamiennych głów”. (S.K.)