Ludzie w czerni, faceci w czerni (ang. men in black, MiB)
"Facetów w czerni" (czy raczej "ludzi w czerni") kojarzymy głównie z filmem. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ jest bardzo dobry, a prawdziwi agenci najwyraźniej dbają o zachowanie tożsamości dla siebie. Pojawiają się, kiedy dzieje się coś trudnego do wyjaśnienia. Tuszują dziwne wydarzenia. Nie dopuszczają do wybuchu paniki. A potem znikają i właściwie nie wiadomo, czy kiedykolwiek byli... Faceci w czerni pojawili się prawdopodobnie w połowie XX wieku (zaraz po incydencie w Roswell), kiedy zainteresowanie UFO wzrosło i coraz więcej osób zaczęło analizować wszelkie dostępne pozostałości po wizytach obcych, oraz zbierać informacje na ich temat.
Prawdopodobnie są dobierani tak, jak inni tajni agenci - są to osoby przeszkolone do działania w najtrudniejszych warunkach, świetnie obeznane z psychologią, nie okazujące emocji. Ich wygląd nie wyróżnia się niczym szczególnym, żeby uniemożliwić świadkom dziwnych zdarzeń zapamiętanie osoby, która przekonała ich, że tak naprawdę nic szczególnego się nie wydarzyło. Kiedy przypominamy sobie coś z wydarzeń, które były dla nas nagłe i niespodziewane, nie jesteśmy w stanie opisać ich dokładnie.
Każda z osób biorących udział w takim wydarzeniu pamięta je inaczej - dla przykładu: Załóżmy, że 10 ludzi znajdowało się w banku podczas napadu. Kilka osób powie, że sprawca był blondynem. Inni będą przysięgać, że brunetem. Część powie, że trzymał w ręku pistolet, inni - że karabin maszynowy. Sprzeczne relacje w takich wypadkach są na porządku dziennym. Ma na to wpływ stres, oraz znalezienie się w zupełnie nieznanej sytuacji. Częściowo zarejestrujemy to, co faktycznie się działo, ale pozostałe fakty nieświadomie podkolorujemy, lub nawet dodamy.
Być może nasz mózg bazuje wtedy na tym, co widział w filmach, czy książkach - wrzuca "znane" sobie fakty w miejsce tych, których nie zarejestrował będąc pod wpływem stresu. W sytuacji stresowej sam wygląd zagrożenia nie jest aż tak ważny, jak walka, lub ucieczka, więc naturalne jest, że mózg nie skupia się na szczegółach.

To właśnie daje agentom możliwość "ustawienia" nas według własnych upodobań. Dopóki jeszcze jesteśmy pod wpływem stresu, nasz mózg jest wciąż bardzo podatny na sugestie. Wystarczy przekazać mu prostą informację opartą na skojarzeniu z faktyczną sytuacją, żeby dopasował się do niej. I tak - widząc płomienie, będziemy skłonni pomyśleć o samym pożarze. Niekoniecznie musimy zapamiętać np. osobę rozniecającą go, jeżeli ktoś wmówi nam, że został wywołany np. wybuchem. Widząc coś niesamowitego, jak UFO, nie chcemy wierzyć oczom.
Często podświadomie próbujemy nawet sami tłumaczyć sobie takie wydarzenia w zwyczajny sposób. Agenci w czerni mają nam w tym pomóc. Nie dziwi chyba fakt, że osoby te nie budzą zaufania, tym bardziej, że nie możemy być pewni na ile ich metody są zgodne z prawem i czy nie wpływają na nas w sposób przez nas niepożądany. Nieraz przecież zarówno samodzielne grupy, jak i władze zarządzały działania szkodliwe dla jednostek (i nie tylko), żeby uchronić społeczeństwo. Problem w tym, że zazwyczaj dawało się to załatwić w mniej inwazyjny sposób, niż było faktycznie wykonywane.
Z relacji osób, które miałykontakt z agentami w czerni wynika, że zdarzały się przypadki zastraszeń, oraz użycia dziwnych przedmiotów do wprowadzania zmian w pamięci (podobnie, jak w filmie). Groźby prawdopodobnie nie są jednak typową obietnicą skrzywdzenia świadka pojawienia się UFO lub bliskiej dla niego osoby, a ma raczej być ostrzeżeniem - wizją tego, co zdarzy się, jeżeli stawiane przez agenta żądania, jak niewyjawianie informacji nie zostaną spełnione. Nie zapominajmy, że agenci zostali powołani do ochrony ludzi - mimo wszystko należy na nich patrzeć jak na opiekunów. Stosowane metody są takie, a nie inne, ponieważ agenci nie mają przecież możliwości monitorować każdego z nas 24 godziny na dobę. Muszą stosować pewne środki ostrożności, żeby wracać do jednego przypadku wiele razy. Być może stosując ostrzejsze metody w niektórych przypadkach, z innymi można radzić sobie o wiele łatwiej, bazując na samej opinii.
Jakim cudem świadkowie wypadków UFO, lub innych zdarzeń pozostawania na ziemi dowodów rzeczowych, bez słowa oddają je obcym ludziom podających się za agentów rządowych? Naturalne jest przecież, że kiedy znajdujemy coś dziwnego, bardzo chcemy to zatrzymać. Taka jest nasza natura. Trzeba wielkiej siły przekonywania i bardzo mocnych argumentów, żeby skłonić nas do rezygnacji ze znaleziska. Jest ono zresztą pamiątką. Czymś, co upewnia nas, że widzieliśmy to, co zostaje w naszej pamięci.
Wielu ludzi gotowych byłoby zabić, żeby tylko dostać w swoje ręce dowód na istnienie obcych. Byłby on też warty wielkich sum pieniędzy. Nie mówiąc już o wiedzy, rzekomo posiadanej przez pozaziemskie cywilizacje i ukrytej częściowo w znalezionych artefaktach. Może rząd wcale nie chroni nas, wysyłając agentów w miejsca obserwacji UFO. Może to nie kosmitów należy się obawiać, ale tych, którzy są znacznie bliżej nas?