W starym sosnowym borze nad jeziorem Wielki Kisegacz (Południowy Ural) można zobaczyć zadziwiający obiekt – gigantyczny głaz dosłownie rozcięty na dwie części. Kształtem przypomina serce człowieka i dlatego miejscowa ludność nazwała go - „pęknięte serce”. Nazwa jeziora natomiast pochodzi od połączenia tatarskich słów: „kiserge” – ciąć i „agacz” – las, drzewo, czyli „jezioro, na którego brzegach wycinają las”.
Osobliwym kaprysem losu kamień – „pęknięte serce” znajduje się obok sanatorium o profilu „sercowym”. Ludzie, którzy przeżyli zawał, tutaj właśnie wracają do zdrowia. Od ostatniego budynku sanatorium „Kisegacz” do kamienia prowadzi leśna droga długości ok. 400 m. Ludzie, którzy przebywali w pobliżu „pękniętego serca” twierdzą, że czuli się bardziej komfortowo, niż u kardiologa.
Następowało niewyjaśnione uspokojenie, rytm serca normalizował się, a ciśnienie powodujące od rana ból głowy, gdzieś ulatywało. Krzewy i drzewa wokół głazu obwieszone są setkami wstążek, kawałków tkaniny i wszystkim, co da się przywiązać do gałęzi. Są to dowody wdzięczności dla siły kamienia albo pogańskie oznaki zapoznania z tym cudem przyrody. Głaz, długi na trzy metry i wysoki na dwa, jest idealnie gładko rozcięty od góry do dołu. I nie jest to jakiś łupek, który można łatwo rozbić wzdłuż słojów, ale twarda skała granitowa. Tylko na samym dole zdarzył się odłup, jak to bywa, kiedy jedna ciężka część oddziela się od drugiej.
Cięcie robi wrażenie, jakby zostało wykonane diamentową piłą taśmową, albo ogromną diamentową tarczą. Gdyby pracowały w tym miejscu słońce i woda, to cięcie byłoby faliste. Tym bardziej, że skała nie jest łupliwa – to granit, albo granodioryt. Podobnie doskonale gładką powierzchnię powstałą z udziałem zjawisk przyrody można wyobrazić sobie jedynie po idealnym uderzeniu pioruna. W każdym razie, nikt o takim zjawisku nie słyszał. Jedynym wyjaśnieniem tego fenomenu są lokalne legendy.
W jednej z nich występuje zły chan, jego piękna córka i urodziwy pastuch. Młodzi zakochali się w sobie i uciekli od chana. Ten rozpoczął z nimi pościg. Kiedy pogoń była tuż-tuż, młodzi objęli się tak silnie, że serca ich połączyły się ze sobą, a oni skamienieli. Sumienie ruszyło chana, oparł się o gorący jeszcze kamień i zapłakał. Skutek tego widać do dzisiaj. Tyle mówi legenda, a zagadka „pękniętego serca” do dzisiaj pozostaje nierozwiązana.