Paracas – ojczyzna wydłużonych czaszek oraz trepanacji

Na półwyspie Paracas  (Peru) już w początkach ubiegłego wieku odkopano mnóstwo starych indiańskich cmentarzysk, które uczeni wiążą z „kulturą Paracas” datowaną oficjalnie na lata 600-200 p.n.e. Podczas wykopalisk znaleziono ogromną liczbę mumii, których czaszki posiadają osobliwie wydłużony kształt albo wykazują wyraźne ślady ich trepanacji. Temat deformacji czaszek poruszaliśmy niedawno (Tajemnicze mumie z Paracas), a teraz zwrócimy uwagę na kolejny fenomen związany z oddziaływaniem na ludzką czaszkę, a mianowicie na operacje trepanacji. Fakt przeprowadzania udanych operacji głowy człowieka w głębokiej starożytności nie podlega już wątpliwości.

Niedawno gazeta Daily Telegraph informowała o znalezieniu na brzegach Tamizy czaszki ze śladami trepanacji datowanej na 1750-1610 p.n.e. Chodzi o to, że charakter otworów po trepanacji wyraźnie różni się od ran zadanych jakimś bojowym narzędziem – nie ma żadnych pęknięć kości czaszki wokół otworu. A po drugie, istnieje możliwość określenia, czy pacjent taką operację przeżył. Chirurdzy i antropolodzy wiedzą, że w przypadku udanej trepanacji, to znaczy, kiedy pacjentowi udało się nie umrzeć, otwór w czaszce stopniowo zakrywa się odtwarzającą się tkanką kostną. Jeśli takich śladów brak, to znaczy, że pacjent zmarł podczas operacji albo wkrótce po niej. W samej trepanacji nie ma niczego szczególnie osobliwego.

Operacje czaszki prowadziły starożytne narody na całym świecie. Przede wszystkim były to serie niewielkich otworów w tyle czaszki, mające na celu obniżenie ciśnienia wewnątrzczaszkowego. Jak twierdzą badacze, uważano w starożytności, że trepanacja pomaga pozbyć się bólu głowy, a poza tym przyczyną epilepsji i chorób psychicznych miały być złe duchy - wykonanie otworu w głowie powodowało, że z niej ulatywały. Jednak w Ameryce, zarówno w przypadku deformacji czaszek, jak i trepanacji, wykazywano jakiś maniakalny brak umiaru.

Czasem wykonywano trepanację nawet kilka razy na jednej głowie. Sądząc po śladach zarastania otworów (regeneracja kości), tę poważną bądź co bądź operację ludzie z zasady przeżywali. Znanych jest kilka technik trepanacji: stopniowe zeskrobywanie kości; wypiłowanie określonego kawałka kości; wiercenie po okręgu małych otworków i wyjęcie potem „denka”. Z reguły średnica otworu wynosiła 25-30 mm. Istnieją przykłady, kiedy na czaszce widnieją ślady kilku kolejnych trepanacji: obok pierwszego otworu ze śladami zarastania, wykonano drugi, który także zaczął się regenerować. Jednak starożytny chirurg nie dał za wygraną i stycznie do dwóch poprzednich wywiercił otwór numer „trzy”. Ten okazał się jednak pechowy i pacjent najwyraźniej nie przeżył. Operację prowadzono na części skroniowej, a czasem w centrum kości ciemieniowej, gdzie ekstrasensi dopatrują się głównego kanału energetycznego.

Nawiasem mówiąc, w jednym z paracaskich grobowców znaleziono nawet komplet narzędzi chirurgicznych z tamtej odległej epoki. Były to narzędzia z obsydianu (szkliwo wulkaniczne) różnej wielkości, na których zachowały się jeszcze ślady krwi.

W Paracas został pobity swego rodzaju rekord: trepanowane czaszki spotyka się tam prawie w połowie przypadków! Jest rzeczą oczywistą, że taka liczba operacji przekracza wszelkie rozsądne granice. Po pierwsze, nawet przy współczesnym poziomie rozwoju neurochirurgii trudno osiągnąć wynik 40% udanych operacji czaszki. A po drugie, nie ulega wątpliwości, że z przedziurawioną głową trudno jest przez dłuższy czas zajmować się jakąś pracą; to oznacza, że nie tylko „pacjenci” ale również ich opiekunowie byli na długo wyłączeni z działań na rzecz plemienia.

W pojedynczych przypadkach nie odgrywa to istotnej roli, ale przy masowej praktyce trepanacji ten czynnik nie może być pomijany. Jaka mogła być więc przyczyna tego rodzaju sadomasochistycznego szaleństwa? Znany psychoterapeuta Leonid Grimak (ur.1931 r.) uważa, że poprzez trepanację starożytni chirurdzy próbowali stłumić lewą półkulę mózgu dla uzyskania większej aktywności prawej półkuli, która dysponuje pierwotnymi, „paranormalnymi” zdolnościami, takimi jak jasnowidzenie, widzenie przyszłości itp. A przepowiednie odgrywały kluczową rolę kulturach indiańskich. Jedni, jak na przykład Majowie, przepowiadali w stanie ekstazy po roślinnych środkach psychodelicznych, inni stosowali do tego celu hipnozę. Zapotekowie zaś próbowali aktywacji mózgu najbardziej radykalną metodą, godną największych neurofizjologów. Ta hipoteza budzi jednak szereg wątpliwości.

  • Jaki jest sens próbować osiągnąć stan odmiennej świadomości tak radykalną metodą, jaką jest trepanacja, podczas gdy można w tym celu zastosować substancje psychodeliczne znane szeroko zarówno w Ameryce Północnej, jak i Południowej.
  • Iluż w końcu potrzeba proroków i jasnowidzów w jednym narodzie? Jak wykazują badania, prymitywne plemiona w zupełności zadowalały się jednym-dwoma szamanami. I nawet najbardziej rozwinięte starożytne cywilizacje nie mogły sobie pozwolić na luksus wyłączenia z czynnego życia prawie połowy ludności, która w wyniku operacji zyskałaby odmienną świadomość.
  • Poza tym, szamani, jasnowidze i wróżbici cieszyli się powszechnie szczególnym szacunkiem i zajmowali wysokie stanowisko w społecznej hierarchii. Tutaj mamy zaś zupełnie odwrotną tendencję; złożone operacje czaszki przeprowadzano na przedstawicielach niższych warstw społecznych.
  • Badacze zwrócili uwagę na inny zaskakujący fakt: deformacje czaszki praktykowano głównie pośród zamożnych osób, a z kolei wśród zdeformowanych czaszek nie znaleziono żadnej ze śladami trepanacji.

Albo deformacja, albo trepanacja?

Wygląda na to, że przedstawiciele narodów praktykujących zarówno deformację, jak i trepanację czaszek, mieli niewielki wybór: albo przemęczyć się w dzieciństwie poddając się procedurze wydłużania głowy, albo żyć cały czas w strachu przed jeszcze bardziej męczącą i ryzykowną procedurą trepanacji. Jak widać po skali przeprowadzanych zabiegów, trzeciego wyjścia raczej nie było…

A jak można logiczne wytłumaczyć te dwie osobliwe procedury?

Przyjmując wersję o „jajogłowych bogach” można założyć, że eksperymentami z dziedziny neurochirurgii zajmowali się nie ludzie, a sami bogowie (nieważne, ziemskiego, czy kosmicznego pochodzenia). W mitologiach chyba wszystkich narodów świata istnieją wzmianki o tym, jak to starożytni bogowie wstępowali w kontakty z ludźmi, zakochując się nawet w ziemskich kobietach, co skutkowało narodzinami hybryd – pół-bogów, pół-ludzi. W tym wypadku, ich potomkowie przejawiali genetycznie odziedziczone cechy z „jajogłowością” włącznie. Jest rzeczą oczywistą, że osoby z wydłużonymi czaszkami zajmowały wyższą pozycję społeczną. Aby uniknąć eksperymentów z trepanacją, ludzie dążyli do tego, aby swoje dzieci upodobnić do bogów – stąd masowe zabiegi deformacji czaszek. (S.K.)

Kurhany Mima - ziemne kopce
Lucyfer – Gwiazda Poranna, czy szatan?
Zagadki bransolety pewnego Denisowianina
Ludzie cienia – Cieniści Czyli Mroczne Istoty
Minaret Dżam w Afganistanie – tajemnicza zapomniana wieża
Homo denisovan, czyli „człowiek ałtajski”