Według obserwacji ufologów anormalne mgły, albo przypominające mgłę obiekty posiadające właściwości UFO, mogą pojawiać się zarówno na powierzchni ziemi, jak i na wodzie albo w powietrzu. Nierzadko te swego rodzaju Niezidentyfikowane Obiekty Latające prowadzą polowania na okręty, samoloty, samochody, a głównie – na ludzi. Powstaje wrażenie, że takie mgliste wytwory ktoś celowo wysyła dla porywania Ziemian…
Mgła i samoloty
Jeszcze u zarania lotnictwa pojawiały się w prasie doniesienia o spotkaniach w przestworzach samolotów z czymś, co prawie nie różniło się od obłoków. Po wpadnięciu statku powietrznego w taką chmurę jego urządzenia odmawiały posłuszeństwa, piloci tracili orientację, zdarzały się katastrofy, a czasami samolot znikał po prostu bez śladu. Jeden z takich przypadków odnotowano w USA w 1942 r. Sterowiec L-8 wystartował z bazy w San Francisco w celu patrolowania wybrzeża. Manewry sterowca obserwowało mnóstwo ludzi z łodzi i statków stojących na redzie.
Wszyscy widzieli, jak statek powietrzny wleciał w jeden jedyny obłok płynący po błękitnym niebie. Właśnie wtedy, jak się później okazało, przerwana została łączność z załogą. A potem stało się coś osobliwego: sterowiec nie wyszedł z tej chmury! Kilka godzin później znaleziono go leżącego na brzegu. Spadochrony były na miejscu, radio było sprawne, urządzenia działały normalnie, ale obaj członkowie załogi zniknęli bez śladu.
Pozostało też tajemnicą, jak sterowiec mógł opaść na plażę niezauważony. Podobny epizod zdarzył się też z udziałem niewielkiego samolotu, który wystartował z teksańskiego miasta Corpus Christi nad Zatoką Meksykańską. Na prawie bezchmurnym niebie – jak opisywał potem świadek – wisiał jedynie mały, okrągły obłoczek, wyglądający trochę niezwyczajnie. Samolot wleciał w niego i … eksplodował. Kawałki samolotu były rozrzucone na przestrzeni pięciu mil od miejsca katastrofy, ale co najważniejsze: ratownicy nie znaleźli ciał pilotów. W 1961 r. w pobliżu Swierdłowska (obecnie: Jekaterynburg) w podobny sposób, po wejściu w chmurę, wybuchł pocztowy samolot An-2 z siedmiu pasażerami na pokładzie. Tak, jak to miało miejsce w Teksasie, również tutaj znaleziono tylko szczątki samolotu. Ludzie przepadli bez śladu.
Przypadek słynnego pilota
Tego rodzaju przypadki kojarzone są najczęściej z Trójkątem Bermudzkim, chociaż jak widać, zdarzają się w różnych zakątkach naszej planety. Głośnym echem odbiło się zdarzenie, w którym uczestniczył znany amerykański pilot Charles Lindbergh. W dniu 13 lutego 1928 roku wyleciał on swoim samolotem w celach badawczych z Hawany w kierunku Wysp Bahama. Przeleciawszy nad Cieśniną Florydzką Lindbergh stwierdził ze zdziwieniem, że wskazówki przyrządów nawigacyjnych zaczęły się chaotycznie obracać.
Następnie na kursie pojawiła się jakaś mgła, która zaczęła się szybko przybliżać i gęstnieć. Lindbergh skierował samolot do góry, starając się nie wpaść w strefę tajemniczej chmury, ale ta… podążyła za nim i zaczęła otaczać samolot. Pilotowi udało się zwiększyć prędkość i oderwać od niepojętego zjawiska. Orientując się według słońca i zarysów brzegu na mapie stwierdził, że leci w zupełnie przeciwnym kierunku do zamierzonego.
Jakaś niewidzialna siła zmieniła jego kurs i zboczyła z trasy na około 300 mil. Lindberghowi udało się. Innym poszło znacznie gorzej. Do tej pory nie wyjaśniono tajemnicy zniknięcia w tym rejonie pięciu bombowców, które 5 grudnia 1945 r. wyleciały z bazy morskiej na Florydzie na ćwiczenia. Żaden z samolotów nie powrócił do bazy. Na krótki okres udało się kontrolerom lotu nawiązać kontakt z dowódcą grupy, ale jego odpowiedzi były bezładne i niezrozumiałe.
Cicha otchłań
Z osobliwymi mgłami spotykały się też i okręty, jak to na przykład miało miejsce w rejonie tegoż Trójkąta Bermudzkiego w 1966 roku. Pewien przedsiębiorca holował barkę z ładunkiem z Poerto-Rico na Florydę. W połowie drogi zaszło coś niepojętego i nierzeczywistego: wskazówki kompasów zaczęły obracać się, jak szalone, a potem zatrzymały się silniki holownika. Jakaś tajemna siła wpłynęła też na inne przyrządy, w tym zegary kontrolne. Ale szczególnie przestraszyła ludzi mgła, gęstniejąca w niezwykłym tempie. Ogarnęła ona barkę i błyskawicznie zaczęła otaczać holownik. Wydawało się to tym dziwniejsze, że niebo było bezchmurne i jasno świeciło słońce.
Kapitan, nie tracąc przytomności, kazał szybko odciąć linę holowniczą. Kiedy barka odczepiła się, mglisty obłok jakby się rozwiał, silniki i wszystkie przyrządy zaczęły pracować normalnie. Tylko barka gdzieś zniknęła! Może we mgle poszła na dno? Marynarze, którym już śmierć zaglądała w oczy, odetchnęli z ulgą. Pewnie nikt by w tę historię nie uwierzył, gdyby cała załoga holownika nie potwierdziła jej pod przysięgą.
Niewykluczone, że tajemnicze mgły są przyczyną zaginięcia statków, które w momencie katastrofy nie nadają sygnałów alarmowych. Właśnie ta okoliczność stanowi dla ekspertów największą zagadkę. Przyczyny podobnych zaginięć nie udało się rozwiązać do tej pory, mimo iż praktycznie cała powierzchnia planety jest pod kontrolą satelitów. Ufolodzy wyjaśniają takie zdarzenia spotkaniem statków z UFO albo z tajemniczą mglą, podobną do tej, z którą zderzył się Lindbergh.
Polowanie na ludzi
Dawno już zauważono, że Obcy chociaż zachowują się na naszej planecie, jak u siebie w domu, to jednak starają się ukrywać swoją działalność przed ludźmi. Ze szczególną ostrożnością przeprowadzają porwania.

W powietrzu i na wodzie osobliwe obłoki mogą pojawiać się i poruszać dowolnie szybko. Porwawszy ludzi, znikają ze swoją zdobyczą. Tego rodzaju zjawisko zdarza się na przykład na znanej ze swych mgieł wyspie Envaitenet, na jeziorze Rudolfa („Wyspa bez powrotu”).
Zebrane przez dziesięciolecia fakty wskazują na celowe działanie złowieszczych i tajemniczych istot, odwiedzających naszą planetę (albo stale na niej przebywających). Wyraźnie interesują się nami, ale skrywając swoje prawdziwe cele wycierają z naszej pamięci wspomnienia o kontaktach i wykorzystują różne środki kamuflażu, jak na przykład porywającą ludzi mgłę.