Podczas II Wojny Światowej skonfiskowano, zagrabiono lub spalono kilkaset tysięcy dzieł sztuki. O losach części z nich wiemy, ale sporo przepadło bez śladu. Chociaż dobra kultury były zazwyczaj chronione nawet w trakcie konfliktu, nikt nie był w stanie zagwarantować im całkowitego bezpieczeństwa. Część obrazów znajdowała się w prywatnych kolekcjach, które państwu było jeszcze trudniej chronić. Jeżeli właściciel zginął, kwestie prawne trzeba było rozwiązywać szybko, więc nie zawsze dopełniano wszystkich formalności. Zdarzało się, że nie dopilnowano transportu, czy ukryto skarby kultury gdzieś, gdzie nie były odpowiednio zabezpieczone.
Günther Grundmann (1892 - 19 czerwca 1976) Niemiecki profesor, historyk sztuki i konserwator zabytków. Tworzeniem kultury zajmował się również w praktyce. Z racji szczególnych zasług dla jej dobra uzyskał tytuł doktor honoris causa jeszcze przed wojną. Był też autorem książek i artykułów o sztuce Śląska. W czasie wojny służył w wojsku. Od 1932 roku pracował jako konserwator zabytków na Dolnym Śląsku.
Wykładał historię sztuki i historię architektury na uniwersytecie. W 1945 roku został Krajowym Konserwatorem Zabytków.[/caption] Pewien ich procent został też oczywiście przypadkowo, lub celowo zniszczony, chociaż zazwyczaj walczące ze sobą strony starały się uszanować wartość sztuki, więc (w pewnym sensie na szczęście) preferowano raczej kradzieże.
Lista Grundmanna
Grundmann jako konserwator dostał za zadanie zabezpieczyć jak największą ilość cennych przedmiotów tak, żeby przede wszystkim nie zostały zniszczone, ale też w miarę możliwości uniknęły kradzieży. Zbiory z kościołów, muzeów i klasztorów były więc przewożone w głąb Dolnego Śląska, a tam ukrywane w rozmaitych miejscach - często również o sporym znaczeniu kulturalnym. Działo się tak po pierwsze dlatego, że liczono na oszczędzenie tych miejsc podczas wojny, a po drugie chodzi tu głównie o zamki, czy pałace, więc budowle tworzone między innymi w celach obronnych.
Nawet gdyby grube mury zostały naruszone, istniała spora szansa, że nie miałoby to większego wpływu na składowane wewnątrz skarby. Muzea, czy kościoły miały jedną zasadniczą wadę: znajdowały się w centralnych częściach miast, więc były szczególnie narażone na ataki i nawet gdyby zamierzano je oszczędzić, byłoby to praktycznie niemożliwe. Grundmann miał też brać pod uwagę inne miejsca – mniej znane i niepozorne, jak jaskinie, czy stare schrony. Chociaż nie należały może do najlepszych „przechowalni” (często było tam wilgotno, co mogło bardzo zaszkodzić zbiorom), niewiele osób szukałoby tam czegokolwiek wartościowego, co dawało pewne szanse na uniknięcie kradzieży.
Lista Grundmanna została odnaleziona na gruzach urzędu konserwatorskiego i rozszyfrowana przez historyka sztuki - Józefa Gębczaka. Spis nie jest kompletny, ale wiadomo, że znajdowały się w nim łącznie 552 obrazy, 90 rzeźb, 373 meble, grafiki i wiele przedmiotów rzemieślniczych. Pochodziły od 160 kolekcjonerów. W skali całego kraju, czy Europy (bo część dzieł była znana i ceniona na całym kontynencie) liczba ta wydaje się niewielka, chociaż gdyby spojrzeć na to od strony wartości kulturalnej lub oszacować ceny, widać już wyraźnie, dlaczego skarbami interesowały się najróżniejsze organizacje…
Kiedy po wojnie sytuacja się uspokoiła, powołano specjalną komisję, której celem stało się przeszukanie każdej z wymienionych kryjówek. Niestety okazało się, że wiele z nich zostało już splądrowanych. Drogocenne dzieła sztuki zniknęły i niestety wciąż nie jesteśmy w stanie stwierdzić gdzie się znajdują. Niedługo po zakończeniu walk, w naszym kraju utrzymywał się mit mówiący, że niemieccy żołnierze zajmowali dzieła sztuki, znając ich wartość, z kolei Rosjanie niszczyli je, uznając za mało estetyczne. Czy faktycznie tak było?
Oficjalna wersja wydaje się potwierdzać przynajmniej część o kradzieżach. Oszacowano, że kilkanaście tysięcy znanych obrazów – nie tylko tych z listy – zostało wywiezionych i „zniknęło” gdzieś na terenach niemieckich. Niestety z tymi które trafiły do ZSRR sprawa jest mniej oczywista. Nie znamy nawet ich przybliżonej ilości, nie mówiąc już o konkretnych tytułach, o które możnaby się upominać.
Sprawa listy Grundmanna jest pełna tajemnic i niejasności. Według wielu historyków, przygotowania do grabieży zaczęły się jeszcze przed wybuchem wojny…
Stwierdzenie, że konflikt miał na celu grabieże raczej nie jest właściwe, ale podejrzewa się, że osoby zajmujące się zawodowo konserwacją i kolekcjami dzieł sztuki miały korzystać ze swoich kontaktów w naszym kraju i z ich pomocą spisywać informacje na temat zbiorów muzealnych, oraz prywatnych – miejsce przechowywania kolekcji, wartość poszczególnych okazów oraz wszystko, co mogło się przydać do szybkiego przetransportowania ich za granicę.
W 1939 roku na teren polski weszło nie tylko obce wojsko, ale również specjalnie przygotowane organizacje mające na celu wyłącznie pozyskanie dóbr kultury. Działania usprawiedliwiano, twierdząc, że dzieła zostaną „zabezpieczone”. Trzeba tu wspomnieć, że kiedy sytuacja kraju zaczęła się pogarszać, osoby zakochane w sztuce wiedziały, że priorytetem jest przetrwanie dzieł sztuki, nie zatrzymanie ich na własnym terenie. Wolały więc oddać je w obce ręce, niż patrzeć, jak giną w płomieniach i wybuchach.
Oczywiście nie można zapominać, że wojna wpłynęła znacznie na sytuację materialną większości uczestników i ich rodzin. Należy założyć, że nasi rodacy również dołączyli się do grabieży, chociaż być może nie musieli transportować drogocennych przedmiotów poza granice. Istnieje spora szansa, że część dzieł wciąż przebywa w Polsce, chociaż została ukryta w prywatnych posiadłościach, czy innych miejscach, o których nie wiemy.
Skarby wciąż są poszukiwane. Naszą ciekawość podsyca fakt, że nie mamy pojęcia, ile z nich da się jeszcze odnaleźć oraz to, że możemy odkrywać je w najdziwniejszych miejscach. Może to być chociażby opuszczony dom, czy kryjówka w ziemi.
Kilka lat temu część kolekcji została odnaleziona w prywatnym mieszkaniu. „Właściciele” niekiedy nie mają pojęcia, że są w posiadaniu czegoś niesamowicie cennego. W końcu jak wiele osób przegląda fotografie zaginionych przedmiotów? A nawet gdyby – przeciętny amator sztuki uwierzy raczej, że ma w domu kopię, które wykonywano przecież masowo…