Kiedy większość ludzi słyszy o Transylwanii, pierwsza myśl, jaka przychodzi im do głowy, to Drakula. Jeśli jednak pominąć Vlada Tepesa, hospodara wołoskiego z XV wieku, który stanowił inspirację dla postaci książkowego i filmowego Drakuli, to pośród wspaniałych krajobrazów Rumunii można znaleźć najbardziej chyba niezwykły las na świecie. Leży on niedaleko miasta Cluj-Napoca, w historycznym regionie Transylwanii i słynie z licznych zjawisk paranormalnych.
Ten las zyskał po raz pierwszy rozgłos poza granicami regionu, kiedy w 1968 roku rumuński biolog Aleksandru Sift, podczas ekspedycji naukowej, zrobił zdjęcie UFO w formie dysku. Do tej pory to zdjęcie stanowi główny powód, dla którego zjeżdżają się do lasu liczni ufolodzy z całego świata. Niemniej jednak, ten las ma daleko więcej powodów do sławy, niż tylko jako „zwykłe” miejsce pojawienia się UFO. W kręgach badaczy zjawisk paranormalnych i łowców duchów, znany jest jako „Trójkąt Bermudzki Transylwanii”.
Ta analogia nasuwa się sama: tutaj bez śladu giną ludzie, nierzadko bywają spotkania z UFO… Mieszkańcy okolicznych wiosek radzą nie wchodzić do Hoia-Baciu, aby nie narazić się na gniew potężnych sił, które istnieją w lesie.
Las zmieniał się szybko
Za główną atrakcję turystyczną Transylwanii uważa się zamek Bran, zbudowany w XIV wieku. To w nim mieszkał w swoim czasie legendarny Vlad Tepes, bardziej znany, jako hrabia Drakula. W ostatnich latach większą sławę niż zamek zyskuje jednak otaczający go las Hoia-Baciu, w którym tajemnicze zjawiska należą prawie do codzienności. Jeszcze sto lat temu był to zwyczajny las.
Polowano tam, zbierano grzyby i jagody, a przebiegającym przez las traktem nikt nie bał się podróżować nawet nocą. Obecnie droga zarosła trawą, a nocną wyprawę do Hoia-Baciu ryzykują albo miłośnicy ekstremalnych przeżyć, albo zagorzali badacze tajemniczych zjawisk. W początkach ubiegłego wieku las (zwany wówczas po prosta Hoia) zaczął zmieniać się dosłownie w oczach. Proste pnie drzew stopniowo wyginały się po dziwnymi kątami, dno lasu porosło gęstym mchem, zniknęły zwierzęta i prawie wszystkie ptaki. Miejscowi szeptali, że w Hoia widzieli samego Vlada, który kiedyś lubił tam polować.
Zaginiony pastuch
Swoją złowieszczą reputację las Hoia zaczął budować zaraz po zakończeniu I. wojny światowej. W jednej z wiosek żył pastuch o przezwisku Baciu, które znaczyło tyle, co „lider”, „przodownik”. Ówcześni mieszkańcy regionu zajmowali się hodowlą, dlatego Baciu, który setkami hodował i sprzedawał owce cieszył się takim uznaniem. Pewnego czerwcowego dnia pastuch pognał stado liczące 200 sztuk na jarmark do miasteczka Cluj-Napoca. Droga wiodła przez las. Baciu wszedł tam wczesnym rankiem i … zaginął bez śladu.
Kiedy w umówionym czasie nie pojawił się na targu, kupcy czekający na stado, za które już zapłacili zadatek, zaczęli się poważnie niepokoić. Mieszkańcy miasta i okolicznych wiosek (w poszukiwaniach brało udział kilka tysięcy ludzi) metr po metrze przeczesali las, ale nie znaleźli żadnych śladów ani owiec, ani pastucha. Rozbójników w tym miejscu dawno już nie było, ale gdyby nawet skądś się pojawili, zabili Baciu i ukryli jego ciało, to wyprowadzenie tak wielkiego stada w sposób niezauważony byłoby nierealne. Szanowany powszechnie człowiek i jego owce zaginęli bez śladu. A las od tej pory nazywają Hoia-Baciu.
Pętla czasu
Las, niczym drapieżnik, poczuwszy smak ludzkiej krwi żądał wciąż nowych i nowych ofiar. W następnych latach w Hoia-Baciu przepadło jeszcze kilka osób. Ich ciał też nie znaleziono. Te tragedie można jeszcze od biedy spisać na nieszczęśliwy wypadek, czy napad dzikich zwierząt - przynajmniej próbować je jakoś wyjaśnić. Inne historie stanowią już całkowitą zagadkę, jak na przykład te dwie:
- Młoda nauczycielka, nawiasem mówiąc niewierząca ni w Boga, ni w diabła, wybrała się do Hoia-Baciu na grzyby. Po jakimś czasie znaleziono ją siedzącą na skraju lasu. Nieszczęsna całkowicie straciła pamięć – nie wiedziała nawet, jak się nazywa. I oczywiście nie pamiętała, co przydarzyło się w lesie.
- Innym razem pięcioletnia dziewczynka w pogoni za motylem pobiegła do lasu i przepadła. Organizowano poszukiwania, ale dziecka nie znaleziono. Po pięciu latach od tego zdarzenia, w tej samej sukience i absolutnie nie zmieniona zewnętrznie, dziewczynka wyszła z lasu, trzymając w ręce złapanego motyla. Nie mogła nic powiedzieć, co się z nią stało: według niej, przebywała w lesie zaledwie kilka minut.
Ludzie wykształceni podejrzewają tutaj jakieś zabobony. Dlatego, chociaż zdecydowana większość okolicznych mieszkańców unikała wchodzenia do lasu Hoia-Baciu, to zawsze znalazł się ktoś, kto poszedł tam na grzyby albo jagody. Niektórzy z nich szybko zachorowali, skarżyli się na choroby skóry, migrenę, zawroty głowy. Lekarze nie mogli stwierdzić przyczyny niedomagań u całkowicie zdrowych ludzi. Po pewnym czasie objawy przechodziły, ale mroczna sława Hoia-Baciu wciąż się umacniała.
Światowa sława
W latach 60 ubiegłego stulecia fenomenem Hoia-Baciu zainteresował się rumuński biolog Aleksandru Sift. Był on pierwszym uczonym, który na poważnie zajął się badaniem tej strefy paranormalnej. Przez szereg lat Sift, nie zwracając uwagi na niebezpieczeństwa, przeczesywał las wzdłuż i w poprzek.
Dziwne, ale Hoia-Baciu nie wyrządził mu żadnej krzywdy. Aleksandru Sift zauważył, że w głębi lasu znajduje się osobliwa, okrągła polana, na której barak jest roślinności. Porównanie próbek gleby z tej polany ze zwykłą leśną glebą nie wykazało żadnych różnic w składzie. To znaczy, że brak jest biologicznych przyczyn zniknięcia z polany leśnych roślin.
Uczony stwierdził, że UFO można spotkać w dowolnej części lasu, ale w rejonie „łysej polany” ich aktywność jest największa. Przeglądając nocne zdjęcia zwrócił uwagę na jeszcze jedną osobliwość: na wielu fotografiach widać okrągłe, świecące obiekty, których wcześniej w lesie nie widział.
Nawiasem mówiąc, takie kule nie raz pojawiają się na zdjęciach. Uczeni nie potrafią tego zjawiska wytłumaczyć, a miejscowa ludność uważa je za dusze zaginionych.
Portal do innego świata?
Obecnie do Hoia-Baciu przyjeżdżają licznie ufolodzy z różnych stron świata – z Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, Węgier. Wielu z nich obserwuje w lesie świecące kule (najczęściej obok „łysej polany” w głębi lasu). Czasem badacze słyszą dziwne odgłosy albo widzą migające cienie i ogniki. Zimą n śniegu nierzadko pojawiają się osobliwe tropy, nie należące do żadnego żyjącego na Ziemi stworzenia. Prestiżowe wydawnictwa poświęcone ufologii, a także kanał BBC nazywają Hoia-Baciu jedną z najbardziej interesujących stref paranormalnych na naszej planecie.
Bywał tam również Nicolas Cage, słynny amerykański aktor, zaintrygowany doniesieniami o tajemniczym lesie. Cage jest przekonany, że drzewa w lesie zmieniły swój kształt pod wpływem silnej energetyki, obecnej w tym miejscu. Mieszkańcy okolicznych wiosek znaleźli w ostatnich latach swoje wyjaśnienie całej tej diabelskiej historii, która ma miejsce w lesie Hoia-Baciu. Są przekonani, że „łysa polana” stanowi przejście do innego świata. Zaginieni ludzie po prostu tam wpadli. A świecące kule, tajemnicze cienie i UFO – to mieszkańcy równoległego świata, którzy przypadkowo trafili do naszego.
Jest jeszcze jedna wersja, tłumacząca zagadkowe zjawiska w Hoia-Baciu. Otóż zamek hrabiego Drakuli, o którym już zapomniano pośród hałasu wokół mistycznego lasu, może w pełni wpływać na otoczenie swoją negatywną energetyką i nawet stanowić swego rodzaju portal, łączący nasz świat ze światami równoległymi.