Wkrótce minie 70 lat od zakończenia II wojny światowej, jednak tamte tragiczne lata wciąż przypominają o sobie, czasem w bardzo zagadkowy sposób. Badacze zjawisk paranormalnych twierdzą, że miejsca wielkich bitew i cmentarzyska czasów wojny nierzadko przekształcają się w strefy anomalne, gdzie obserwuje się tajemnicze zjawiska…
Żełtojarskie zjawy
Na wschodzie obwodu woroneskiego, niedaleko miasta Nowochopiorska, znajduje się strefa anomalna Żełtojar. Uczestnikom ekspedycji woroneskiego komitetu do spraw badań zjawisk anomalnych udało się uchwycić na zdjęciu ludzi w żołnierskich mundurach koło namiotów. Kiedyś przechodziła tamtędy linia frontu. Na jednym ze zdjęć pojawiła się też zjawa samolotu, a na innym sylwetka czeskiego żołnierza w mundurze z czasów II wojny światowej. Później okazało się, że w tym miejscu rzeczywiście znajdowały się czeskie oddziały wchodzące w skład Armii Radzieckiej. Według badaczy, mamy tutaj do czynienia z typowym chronomirażem, powstaniem tak zwanego „pola pamięci”, związanego z dramatycznymi wydarzeniami dalekiej przeszłości.
Niekończące się pogrzeby
Jedną z najbardziej znanych stref anomalnych związanych z wojną jest błotnista, leśna dolina Miasnoj Bor, leżąca ok. 30 km od Wielkiego Nowgorodu. Nikt nie wie, skąd wzięła się ta nazwa, ale na pewno pojawiła się jeszcze przed rewolucją. Okazała się jednak wielce symboliczną: w czasie Operacji Łobańskiej w 1942 r. zginęło tutaj w krwawych bojach mnóstwo żołnierzy radzieckich Drugiej Armii Ofensywnej, niemieckiego Wehrmachtu, hiszpańskiej Błękitnej Dywizji oraz innych oddziałów. W rejonie Nowgorodu poległo około 300 000 czerwonoarmistów, co dziesiątki razy przewyższało straty wroga. Pozostało w tych miejscach wiele niepochowanych szczątków ludzkich, których poszukiwaniem zajmuje się specjalny oddział „Dolina”, w którego skład wchodzą ochotnicy z różnych miast Rosji, a nawet z zagranicy. Poszukiwacze opowiadają, że w „Dolinie Śmierci” nie gnieżdżą się ptaki, a zwierzyna unika tych miejsc.
Tylko nocami słychać w Miasnom Borze osobliwe, jakby nie z twego świata głosy, a o zmroku można spotkać w lesie żołnierzy w mundurach Armii Czerwonej, którzy nie raz podpowiadali, gdzie szukać ich niepochowanych kolegów. Kierowniczka grupy poszukiwawczej Galina Pawłowa opowiadała o zdarzeniu, którego była świadkiem w 1997 roku: „Miasnoj Bor, to las mistyczny. Wystarczy przystanąć w nim, aby usłyszeć dźwięki. Wyraźnie słychać przeciągłe okrzyki „uraaa!”, jakby niespokojne dusze poległych do tej pory szły do ataku. A oto jak znaleźliśmy miny: chłopcy poszli przodem, a ja zostałam na przekopanym kawałku gruntu i nagle widzę, że mimo bezwietrznej pogody drzewa wyraźnie chylą ku jednemu miejscu. Zawołałam kolegów – tylko wbili łopatę i już pokazała się zmurszała, drewniana skrzynia pełna starych min…”. Jedna z miejscowych kobiet o imieniu Elena, razem ze swoimi znajomymi rozkopała przypadkowy lej po pocisku z czasów wojny. Zajrzała do niego i widzi – żołnierz w nim leży. Nie martwy – żywy. Na nim szynel, hełm, obok karabin. Zagadał żołnierz do kobiety, zapytał o nazwisko jej dziadka. Odpowiedziała – Głuszczyn. Wtedy żołnierz wyciągnął w jej stronę drewnianą łyżkę, a na niej napis: „Głuszczyn P.”
Wiedziała, że dziadek miał na imię Paweł. Wezwano go na front i przepadł bez wieści w tych okolicach, gdzie po wielu latach jego wnuczka natknęła się na lej. Kiedy Elena ocknęła się i zajrzała jeszcze raz do dziury w ziemi, nie zobaczyła nic, poza kupką fragmentów tkaniny, jakiegoś żelastwa i czegoś białego, podobnego do ludzkich kości. Za to w ręku trzymała drewnianą łyżkę z nazwiskiem dziadka. Po pewnym czasie, rozmawiając z mieszkańcami okolicznych wsi, kobieta dowiedziała się, że podobne przypadki zdarzały się i innym ludziom, których bliscy zginęli w rejonie Miasnogo Bora. W nadprzyrodzony sposób znajdowali w lesie rzeczy, które należały kiedyś do ich krewnych. Razem z tymi ludźmi Elena założyła muzeum, w którym eksponatami są znaleziska z lasu.
Nocny marsz
W miejscach, gdzie podczas wojny rozgrywały się krwawe bitwy, jeszcze do niedawna aktywną działalność prowadzili dzicy poszukiwacze skarbów – broni, orderów i innych cennych przedmiotów. I nie raz tym „kopaczom na czarno” zdarzało się spotykać z dziwnymi zjawami.
- W 1998 r. troje poszukiwaczy wojennych trofeów badało miejsce pochówku miejscowych mieszkańców rozstrzelanych przez faszystów. Działo się to koło jakiejś zapomnianej drogi. Nagle w oddali ukazała się ludzka postać. Człowiek był w mundurze, twarzy nie było widać. Poruszał się w kierunku poszukiwaczy. Kiedy zbliżył się na 10-15 metrów, ci zawołali do niego. Ale zamiast odpowiedzieć albo podejść bliżej, nieznajomy – jak po śliskim parkiecie – płynie przesunął się w głąb lasu. Oczywiście, żadnych śladów po nim nie zostało.
- Podobna historia przytrafiła się innemu „czarnemu archeologowi”, który z towarzyszami robił poszukiwania na południu Rosji w Briańskich Lasach, gdzie od zimy 1942 r. do końca lata 1943 r. stał front. Odkryli oni sześciu swoich i jedenastu Niemców, w tym czterech w zawalonej ziemiance. Widocznie trafił w nią pocisk i tak zostali na zawsze. Poszukiwacze zaczęli systematycznie kopać. Jeden z Niemców, widać oficer, nosił krzyż. Powoli zaczęło zmierzchać. Zostawili szkielety w dole, a sami rozłożyli się na noc dwieście metrów dalej na polance.
Nagle zaczęły się dziać jakieś dziwne rzeczy. Dyżurny obudził wszystkich. Powyskakiwali z namiotów. Słuchali. A tam, za doliną, gdzie kopali, słychać było niemiecką mową, niemieckie marsze, śmiech, chrobot gąsienic. Przestraszyli się, zebrali rzeczy i odeszli z pół kilometra nad rzeczkę. Przesiedzieli tam do rana. Rankiem poszli znowu w dolinkę, a tam wszystko na miejscu, nic nie ruszone, szkielety leżą jak leżały. Poszli kawałek dalej, a tam… świeże ślady czołgowych gąsienic! Mech cały zerwany, dosłownie przed chwilą czołgi tędy przejechały! Spadkobiercy „Ahnenerbe” (nazistowska organizacja badawcza założona w 1935 r.) Jeszcze bardziej tajemnicze wydarzenia dzieją się na obszarze Kotła Kurlandzkiego na Łotwie, koło miejscowości Lestene.
Obok starego luterańskiego kościoła znajduje się cmentarz legionistów z SS. Od czasu do czasu jakaś ręka stawia na ich mogiłach znicze. Specjaliści z legendarnego instytutu „Ahnenerbe” prowadzili tutaj w czasach wojny swoje tajne badania. Jak opowiadali świadkowie, w 1944 r. kilka samochodów przywiozło tutaj jakieś skrzynie. Miejscowi ezoterycy są przekonani, że chodzi o artefakty okultystyczne, które faszyści zbierali na całej Łotwie. Chcieli zbudować tzw. „piramidę władzy” – koncentrację energii, która pozwoliłaby Führerowi jego ludziom rządzić całym światem. Faszyści zakopali skrzynie obok ogromnego dębu, który w czasach pogańskich był świętym drzewem i obrońcą okolicy. W 1997 r. próbował szukać skarbów pewien Cygan z Jełgawy. Znaleziono go rankiem martwego z 17 ranami zadanymi nożem. Rany tworzyły na ciele okultystyczny znak.
Innego poszukiwacza z kolei, kiedy wrócił do domu, rozerwało na pół. Policja stwierdziła, że wybuchł trotyl przechowywany w domu poszkodowanego. Bardzo dziwna to była jednak eksplozja, skoro poszukiwacza rozerwało dosłownie na strzępy, a jego ręce znaleziono poza domem idealnie czyste, jakby nie naruszone przez wybuch. Nie można nie wspomnieć o jeszcze jednym ciekawym fenomenie: otóż na ścianach wielu domów w Lestene zachowały się dziury od kul i odłamków. Właściciele domów próbują od czasu do czasu załatać je tynkiem, ale ten szybko odpada, bez względu na sposób przeprowadzenia remontu. Jakby jakaś nieznana siła nie chciała dopuścić do zakrycia śladów. Badacze uważają, że zarówno to miejsce, jak i inne związane z wydarzeniami wojennymi, stanowią tak zwane „miejsca mocy” i posiadają wyjątkowy potencjał energetyczny.