O błędnych albo diabelskich ognikach istnieje mnóstwo legend. Wiele osób widziało je na własne oczy, ale wciąż wiadomo o nich stosunkowo niewiele. Błędne ognie występują w różnym czasie i na różnych kontynentach. Według relacji świadków, mają one kilka centymetrów średnicy i świecą przez kilka sekund bez wydzielania dymu światłem niebieskawym, czasem zielonawym, a bardzo rzadko czerwonym lub pomarańczowym. Zgodnie z ludowymi legendami, najłatwiej zobaczyć je po 24 sierpnia na błotach i w pobliżu cmentarzy.
Obietnica świętego Dawida
Błędne ogniki są najczęściej uważane za dusze topielców oraz ludzi, którzy zginęli nagłą śmiercią i teraz błądzą między światami, aby zwabić żywych na trzęsawiska albo zgubić ich w inny sposób. W Wielkiej Brytanii przypisuje się im także ponurą ale szlachetną rolę: błędne ognie są tutaj zwiastunami śmierci. Według starej legendy, święty Dawid, patron Walii, obiecał, że każdy mieszkaniec tej części królestwa będzie uprzedzony o swojej śmierci i zdąży się zawczasu przygotować do drogi w zaświaty. Zwiastun śmierci w formie błędnego ognika może nie tylko pokazać miejsce zgonu ale i miejsce pochówku, przechodząc całą drogę konduktu pogrzebowego. Tę ludową wiarę niejednokrotnie potwierdzały opowiadania świadków.
Oto jedno z nich: Pewna dama podróżowała wieczorową porą pod opieką służącego. Ponieważ jechali przez nieznaną sobie okolicę, naprzeciw miał wyjechać przewodnik z posiadłości, do której zmierzali. Ale kobieta nie tylko nie spotkała sługi, który miał wyjechać na spotkanie, ale na dodatek straciła z oczu swojego towarzysza podróży. Zostawszy sama w ciemnościach zobaczyła ognik, który poruszał się w jej stronę. Zamarła ze strachu, światełko też zatrzymało się i tak w odrętwieniu stała przez dobre pół godziny. W końcu rozległ się z tyłu stukot kopyt – to jej sługa w końcu ją odnalazł. Ognik odpłynął na bok i zgasł. Dotarłszy pomyślnie do celu podróży, kobieta opowiedziała gospodarzom o zdarzeniu, a po kilku dniach jej służący zmarł. Kondukt pogrzebowy szedł akurat tą drogą i zatrzymał się na pół godziny dokładnie w miejscu, gdzie pojawił się wcześniej błędny ogień.
Przewodnik do innego świata
Wierzenia, podobne do walijskich, istniały też innych częściach Zjednoczonego Królestwa i cieszyły się dużą popularnością. Potwierdza to choćby opowiadanie pewnego szkockiego księdza: Pewnego wieczoru, po wyjściu z plebanii, która znajdowała się obok kościelnego cmentarza, zauważył jakiś świecący punkt za ogrodzeniem. Pomyślał, że pewnie chodzi tam ktoś z latarką i poszedł w jego stronę. Nie było jednak na cmentarzu nikogo, a ogieniek przeleciał za mur cmentarza i przez niewielki lasek skierował się do domu farmera. Następnie, w towarzystwie nowego światełka, udał się z powrotem na cmentarz. Ksiądz, który cały czas obserwował tajemnicze światła, zauważył, że oba skryły się w krypcie. Następnego dnia dowiedział się od stróża, że owa krypta należy do rodziny farmera mieszkającego za laskiem. A po dwóch dniach ksiądz odprawił pogrzeb dziecka z tej rodziny, które umarło na szkarlatynę.
Zagadka dla sceptyków
O ileż bardziej sceptycznie do takich zjawisk odnoszą się uczeni uważając, że dla każdego najbardziej nawet zagadkowego zdarzenia da się znaleźć w pełni naukowe wytłumaczenie. Tak więc błotne, czy błędne ognie stanowią skutek rozkładu substancji organicznych, który szczególnie intensywnie przebiega w glebach błotnych i miejscach pochówku. W procesach gnilnych szczątków roślinnych i zwierzęcych powstaje między innymi fosforowodór – gaz zdolny do samozapłonu. Fenomen błędnych ogni próbuje się też wyjaśnić efektem bioluminescencji (przykładem może być tutaj robaczek świętojański) albo pojawieniem się pioruna kulistego, o którego naturze też nie za wiele wiadomo.
W każdym razie żadna z tych hipotez nie wyjaśnia związku między błędnymi ogniami i szybką śmiercią człowieka, który je widzi, albo osób z jego otoczenia. Pozostaje również zagadką, dlaczego podobne zjawiska były obserwowane w domach, gdzie żadne procesy gnilne nie miały miejsca, a także ściśle określone terminy pojawiania się podobnych świateł – zagadkowych kul, wylatujących wprost z wody Mekongu w Tajlandii i Kambodży.
Zabójcy i zbawcy
Nie wyjaśniono również przyczyny, dla której jedne ognie są do ludzi nastawione agresywnie albo niosą złe wieści, podczas gdy inne są w stanie pomóc w ciężkich chwilach. Z negatywnym nastawieniem błotnych ogni przyszło się spotkać grupie turystów w Siegieżskim rejonie Karelii. Wbrew ostrzeżeniom lokalnych mieszkańców, turyści postanowili rozbić obóz obok mokradeł. Początkowo nic się nie działo; dopiero po północy zaczęły się diabelskie harce. Najpierw kilka osób zauważyło zagadkowe migotanie na sąsiadujących z obozem błotach: ognie, które tam się pojawiły, jakby przyzywały do siebie.
Troje turystów jak we śnie podążyło w tamtą stronę. Pozostałych, stopniowo, ogarniał stan niepanowania nad swoimi działaniami. Coraz więcej ludzi wstawało i szło za ognikami na bagnach. Wszystko mogłoby zakończyć się bardzo tragicznie, gdyby jeden z otumanionych wędrowców nie wdepnął nagle w żarzące się ognisko. Ból od oparzenia sprawił, że mężczyzna oprzytomniał i swoim krzykiem powstrzymał resztę towarzystwa od podążania na swoją zgubę. Ognie wabiące ludzi na mokradła nagle zgasły.
Duchy – strażnicy skarbów
W ludowej tradycji błędne ognie są czasem wiązane z ukrytymi skarbami. Mówi się, że to duchy-skarbnicy zapalają ogniki nad zakopanymi bogactwami, aby wskazać do nich drogę. Ognie skarbników mogą mieć różną formę – od kuli albo płomienia do złotego koguta. Widząc takie ognie trzeba pamiętać, że nic dobrego z takiego skarbu nie wyniknie: albo człowieka zawistnicy ograbią albo po prostu umrze. Skarby pilnowane przez siły nieczyste są z założenia przeklęte i szczęścia nie przyniosą. Tak czy inaczej, na wszelki wypadek, lepiej trzymać się od błędnych ogni jak najdalej. Szkoda tylko, że trzymając się tej zasady, tajemnicy tego zjawiska nigdy nie odkryjemy…